O wystawie, która nie zmieniła mojego życia

Każdy, kto mieszka w Krakowie, nawet jeśli nie był na wystawie Human Body Exhibition, to na pewno ją kojarzy. Jakieś trzy miesiące temu miasto zostało niemalże zalane plakatami i bilbordami. Gdzie byśmy nie spojrzeli, to widzieliśmy człowieka z mózgiem na wierzchu. „To powinno być zakazane, przecież to tak wisi w środku miasta, dzieci na to patrzą” – usłyszałam raz od zniesmaczonej pani na przystanku autobusowym. Jedni nie życzyli sobie oglądania „takich rzeczy” (chociaż to tylko pewna część ciała, którą każdy posiada, choć czasem mam co do tego wątpliwości), drudzy narzekali, że jest ich zdecydowanie za dużo. Nawet na tym blogu są już dwie notki o tym, ale mimo to zdecydowałam, że trzecia to jeszcze wcale nie tak dużo i może jeszcze wiele osób zastanawia się nad pójściem i chętnie poczytaliby o relacji „z pierwszej ręki”. Choć ostrzegam, notka ta jest bardzo nacechowana subiektywizmem i daleko jej do obiektywnego opisu, bo jak wiadomo, gusta są różne. Coś, co mi się nie spodobało, może zachwycić innych, choć ciężko będzie mi zachęcać kogoś do pójścia tam, skoro dla mnie była to w pewnym sensie strata czasu i pieniędzy.

Ale przynajmniej zaspokoiłam swoją ciekawość (a dodać należy, że kobiecej ciekawości naprawdę ciężko się pozbyć). Myślę, że ogólnie trudno zapomnieć i przejść obojętnie obok tego wydarzenia. Ta cała kontrowersyjność, moralność, etyka – jak to jest w końcu z tym? Można, czy nie można pokazywać zakonserwowanych ludzkich ciał, robić z tego wystawę i zarabiać na tym kasę? I to ma być sztuka, czy jednak cele są naukowe, edukacyjne? Można wyszukać w Internecie informacje o HBE, ale tak naprawdę jaka jest ta wystawa można się dowiedzieć, jeśli się pójdzie i samemu sprawdzi.

 Poza tym sądzę, że drugą ważną rzeczą, która rozbudza ludzką ciekawość jest ich strona na facebooku. Niektóre informacje są zaskakujące – na przykład, że żyrafa ma tyle samo kręgów szyjnych co człowiek (jak w zasadzie większość ssaków, nawet taka mała myszka). Oficjalna strona internetowa też ukazuje różne ciekawostki, niektóre naprawdę fascynujące.

Więc jeśli chodzi o marketing, to myślę, że jest naprawdę dobry. Dużo reklam, dużo szumu w sprawie etyki – ogólnie wszędzie było pełno o tym. I chyba dlatego na tę wystawę idzie się już z pewnymi oczekiwaniami, z nastawieniem, że to wszystko musi być bardzo niezwykłe. Przecież to „wystawa, która zmieni Twoje życie”. 

Przykro mi to stwierdzić, ale mojego życia nie zmieniła i bardziej się rozczarowałam, niż zachwyciłam.

Nie wiem, czy to wina samych eksponatów, które choć prawdziwe, to wyglądały jakoś tak.. sztucznie? Chyba dlatego, że były pozbawione życia, bo jednak jak sobie wyobrażam ludzkie wnętrze, to jest dużo w nim krwi, osocza, jakoś tak.. życia po prostu. 

A jeśli chodzi o to, czy można pokazywać ludzkie ciała, które kiedyś były żyjącymi osobami, to ja osobiście nie widzę powodów dlaczego niektórzy się tym tak bulwersują. Po pierwsze, te osoby zgodziły się, by po śmierci wykorzystać ich ciała w celach naukowych, to była ich decyzja lub ich rodzin. Po drugie, to poważna wystawa, a nie bezczeszczenie zwłok. Po trzecie, w pewnym sensie ich życie ma sens nawet po śmierci, może jednak komuś ta wystawa życie odmieni, a na pewno wielu się dowiedziało ciekawych rzeczy o ludzkim ciele właśnie dzięki temu, że ktoś zgodził się na to. Po czwarte wierzę, że człowiek składa się z materialnego ciała i z niematerialnej duszy, która po śmierci idzie do Boga, Jahwe, Allacha lub wciela się w nowy byt – w zależności w co/kogo kto wierzy. Tak więc ciała, które oglądamy na wystawie, to już tylko ciała, choć też wiadomo, że należy im się szacunek (prawie jak na cmentarzu). A po piąte, to uważam, że te ciała i tak spotyka „lepszy” los niż te zakopane w trumnie, które gniją i są zjadane przez robaki. To tyle o godności ludzkiego ciała w tym wszystkim.

Na stronie internetowej można wyczytać: „Misją wystawy The Human Body jest zachwycić, informować i nauczać zwiedzających rozumieć piękno i funkcjonowanie ludzkiego ciała. Głównym celem wystawy jest zwrócenie uwagi odwiedzających na konieczność troski o najważniejsze, co mamy – niezwykłe ciało”.

Sens tej wystawy jest tylko i wyłącznie edukacyjny. Wydaje mi się, że ta wystawa jest idealnie stworzona dla uczniów. Zamiast nudnej lekcji przyrody czy biologii – wycieczka. Zamiast monologu nauczyciela, „suchego” opowiadania – ciekawe przedstawienie nauki przez młodego studenta z możliwością oglądania tego na żywo. Świetna propozycja dla szkół, bo ta wystawa może sprawić, że nauka wcale nie musi być nudna.

Na stronie internetowej jest też zasugerowane, że wystawa jest odpowiednia dla studentów medycyny. Nie do końca rozumiem dlaczego, skoro oni i tak mają możliwość oglądania i obcowania z ludzkimi ciałami, a ich podręczniki do anatomii są dużo bardziej rozbudowane. Bo to co można było przeczytać w opisach eksponatów lub w katalogach w każdej galerii było na poziomie gimnazjum lub szkoły średniej.

Dla kogo jeszcze jest ta wystawa? Dla palaczy. Zdecydowanie. Gdy się zobaczy niemalże czarne płuca, a tuż obok zdrowe, to aż się chce mieć te drugie, bo takie ładne. A kiedy się weźmie do rąk książeczkę opisującą układ oddechowy, lub drugą, o zrezygnowaniu z palenia, to od razu chce się rzucić ten zły nałóg. Cała lista chorób jakie powoduje palenie papierosów sprawiła, że sama bym chętnie wrzuciła paczkę papierosów do pudełka, jak inni (chociaż może to pracownicy wrzucili tam te paczki, „dla przykładu”), ale nie palę, więc niestety nie mogłam zademonstrować swojej antypapierosowej postawy i nikt nie mógł mnie poklepać po plecach wspierając mnie w tej wewnętrznej walce z nałogiem.

Uważam też, że ta wystawa może dużo zmienić u osób, które są zwolennikami aborcji. Eksponaty przedstawiające życie płodu pokazują, że jest to życie od momentu zapłodnienia, tylko bardzo malutkie. Na początku milimetrowe „stworzonko”, później kilku, kilkunasto, aż kilkudziesięciocentymetrowe. I to może być bulwersujące, kontrowersyjne, moralnie wątpliwe – „zakonserwowane” ośmiomiesięczne dziecko. Wygląda jak laleczka, ale wcześniej przecież żyło. To dziecko. Mnie osobiście bardzo to poruszyło i jedynie wtedy pomyślałam, że „to już chyba przesada…”. Bo o ile mogę zrozumieć fragmenty lub całe ciała dorosłych, to jednak.. to jest dziecko. Może to hipokryzja, może coś innego, nie wiem, bo przecież wiem, że zarówno dorosły i dziecko to człowiek. Mają taką samą godność i prawa. Ale jednak widok martwych dzieci, zwłaszcza tych po urodzeniu, które wyglądały tak prawdziwie i niewinnie, bardziej oddziaływał na moją wrażliwość. 

Czy ta wystawa to dobry pomysł? Myślę, że tak, ogólnie to dobrze, że można zobaczyć, jak człowiek wygląda w środku. Ciekawe może to być dla każdego, ale uważam, ze tak naprawdę może mieć duże znaczenie dla młodych ludzi, dla uczniów, którzy i tak muszą się tego uczyć a dzięki takiej wycieczce mogą pojąć tę widzę w ciekawy sposób. 

Czy wystawa realizuje cele odnośnie propagowania dbania o zdrowie? Oprócz namawiania do rzucenia palenia i przedstawienia tego naprawdę przekonywująco, to nie odczułam, żeby misją tej wystawy była troska o ludzkie ciało. Choć może gdzieś między wierszami było to pokazane, a ja to tylko przeoczyłam. 

Niemniej jednak zachęcam wszystkich zastanawiających się, nie było aż tak źle, choć strasznie niesamowicie jak obiecywano też nie. Po prostu chyba zbyt duże oczekiwania mogą bardziej przeszkadzać niż pomóc.

Jedna uwaga do wpisu “O wystawie, która nie zmieniła mojego życia

Dodaj komentarz