KRAKÓW – TO STAN UMYSŁU

Kraków to już nie tylko miejsce do studiowania. Najnowsza kampania promocyjna zachęcająca do podjęcia studiów w Krakowie realizowana jest pod „podniosłym” hasłem – „Kraków – to stan umysłu”.

Wczoraj (15 kwietnia), w krakowskim Urzędzie Miasta odbyła się konferencja prasowa dotycząca rozpoczynającej się dziś kampanii promującej studiowanie w Krakowie. Oficjalnymi twarzami kampanii została trójka studentów krakowskich uczelni: Katarzyna Krzeszowska, Maciej Kot oraz Michał Gazda. Są oni idealnym odzwierciedleniem hasła kampanii, gdyż poza zwykłym studiowaniem to właśnie w Krakowie mieli okazję zrealizować swoje ambicje i rozwinąć pasje.

Miss Polski 2012 – Katarzyna Krzeszowska studiuje w Krakowie grafikę, Maciej Kot – brązowy medalista Mistrzostw Świata w skokach narciarskich studiuje wychowanie fizyczne, a Michał Gazda – zdobywca złotego medalu na jednych z najbardziej prestiżowych zawodów w dziedzinie robotyki „Robot Challenge” jest absolwentem informatyki stosowanej. Swoim przykładem mają udowodnić, że miasto ukierunkowane jest nie tylko na zdobywanie wykształcenia, ale także pozwala rozwijać się twórczo oraz realizować ambicje na rozmaitych płaszczyznach.

image

fot. Andrzej Banaś

Jeśli komuś zależy na naprawdę dobrym wykształceniu i znalezieniu dobrej pracy powinien wybrać studia w Krakowie. W mieście jest też dużo rzeczy do robienia poza studiowaniem, jest wiele wydarzeń kulturalnych, sportowych. Jest niedaleko do gór – zachęcał do podjęcia studiów w Krakowie na poniedziałkowej konferencji Maciej Kot.

Katarzyna Krzeszowska podkreślała natomiast, że: Kraków ma specyficzny klimat, którego nie da się opisać. Trzeba tu po prostu być. Dla niej to miasto z perspektywami na przyszłość.

Według danych Urzędu Miasta w Krakowie działają obecnie 23 uczelnie wyższe, na których pracuje ok. 13 tys. nauczycieli akademickich. Wykształcenie zdobywa tutaj około 200 tys. studentów. Jednak organizatorzy kampanii chcą, żeby do Krakowa z roku na rok przybywało jeszcze więcej studentów. Inicjatorzy wyjaśniają, że targetem kampanii promocyjnej nie są jedynie osoby, które nie wybrały jeszcze miejsca studiowania, ale także osoby, które mają jakikolwiek wpływ na podejmowane przez nie decyzje, m.in. rodzice czy znajomi.

Chcemy nie prostej kampanii: przyjedź do Krakowa i studiuj, ale kampanii, która pokazuje miasto od bardziej emocjonalnej strony – podkreślała na konferencji Magdalena Sroka, Zastępca Prezydenta Krakowa ds. Kultury i Promocji Miasta. –Przez tę kampanię chcemy pokazać, że nasze miasto jest idealne nie tylko do studiowania ale także do kreowania własnej osoby, swojego charakteru, do rozwijania swoich pasji i umiejętności. Chcemy pokazać, że Kraków jest najlepszy i dlatego to najlepsi zostali twarzami kampanii.

Kampania „Kraków – to stan umysłu” realizowana będzie outdoorowo. Billboardy oraz citylighty pojawią się w pięciu polskich miastach: Warszawie, Katowicach, Kielcach, Lublinie i Rzeszowie. Są to stolice województw, z których (poza małopolskim) pochodzi największa liczba osób studiujących w Krakowie. Reklama w maju ukaże się również w dzienniku “Rzeczpospolita”, w którym będzie publikowany najnowszy Ranking Szkół Wyższych.

imagefot. krakow.pl

image

fot. krakow.pl

imagefot. krakow.pl

Sesja zdjęciowa odbyła się w Muzeum Sztuki Współczesnej MOCAK w Krakowie. Koncepcję graficzną kampanii opracowała agencja Opcom Sp. z o.o., za jej realizację odpowiada firma Business Consulting Sp. z o.o. Całkowity koszt kampanii wynosi 200 tysięcy złotych.

Źródła:

http://lovekrakow.pl/aktualnosci/krakow-to-stan-umyslu-rusza-kampania-promocyjna_2754.html

http://polska.newsweek.pl/krakow-to-stan-umyslu,103477,1,1.html

http://krakow.pl/aktualnosci/31041,26,komunikat,krakow_to_stan_umyslu_%5Bzdjecia%5D.html

Karina Malec – studentka II roku dziennikarstwa i komunikacji społecznej oraz III roku zarządzania kulturą na UJ.

Pitchfork.com czyli muza na widelcu

Wsiadam do pociągu, odpalam iPoda i w uszach rozbrzmiewają moje ulubione kawałki. No dobrze, wszystko pięknie, lokomotywa po torach się toczy (lub nie), a ja zastanawiam się, który już raz odsłuchuję tę nutę i jak to możliwe, że nie poznałam jej wcześniej. Co gorsze – ile jeszcze jest piosenek, które czekają na „odkrycie” i absolutną fascynację, kiedy to człowiek nawet bez przenośnego odtwarzacza nuci pod nosem znajome słowa lub wystukuje stopą lubiany rytm? Dobrze jest od czasu do czasu zrobić mały research i odświeżyć swoją playlistę, zwłaszcza, że nowe utwory pojawiają się jak grzyby po deszczu. Z pomocą przychodzi Pitchfork.com .

Znany także jako Pitchfork Media, to anglojęzyczny vortal muzyczny, który powstał w 1995 roku z inicjatywy Ryana Schreibera. Misję strony najlepiej zdefiniował sam autor: „…wzorcowo realizować zasadniczy obowiązek prasy muzycznej, jakim jest przestawianie słuchaczom nowych wykonawców. A nie odczekiwanie, co stanie się popularne i relacjonowanie tego po fakcie.” Na efekty nie trzeba było długo czekać – w 2008 roku Pitchfork był odwiedzany przez ponad 240 tys. czytelników dziennie i ponad 1,5 miliona nowych osób miesięcznie. Niezły wynik! 

Jak zatem wygląda struktura voralu? To proste – recenzje płytowe, nowości, wywiady z artystami, głównie z dziedziny nowej muzyki. Całości dopełniają opisy wznowień płyt i box setów oraz publikacje list typu „the best of…”. Warto również wspomnieć, że recenzje muzyczne Pitchforka używają dwóch różnych systemów oceniania: etykietowanie utworów jedną z opisowych kategorii (np.: „New Music”, „Rising”, ale też „On Repeat” i „Delete”) lub tradycyjne przyznawanie punktów (od 0.0 do 10.0). Oczywiście znajdą się i tacy, którym to nie pasuje, zarzucając stronie opiniotwórczość, „hipsterstwo” (łał, co za slang, co za nowomowa!) czy stosowanie tanich publicznych chwytów, by istnieć dzięki kontrowersjom. Ale czy świat nie byłby zbyt monochromatyczny, bez tych wszystkich koneserów muzyki niczym z niebios obdarzonych wysublimowanym gustem? Człowiek jest przecież w stanie czepiać się zawsze i wszystkiego, co nawet wspomina stare polskie przysłowie, o tonącym i brzytwie. Można? Można. Tylko po co, skoro Pitchfork odwala kawał dobrej roboty? Pomijam już kwestię ogromnej bazy utworów. To, co w dzisiejszych czasach jest najważniejsze, to czas. A czas, to pieniądz. Wchodzę zatem na vortal, klikam „best” i w kilka sekund moje myślenie zmienia się z „który już raz to odsłuchuję?” w gorączkowe kalkulacje „ile jeszcze wolnej pamięci mam w iPodzie?!” 

Bo Pitchfork to taki widelec, za pomocą którego z muzycznego talerza wybieram najsmaczniejsze kawałki. Lepsze nawet od wielkanocnych ciast.


——

Iwona Sztajner (ur 05.06.1990 w Częstochowie) – studentka trzeciego roku zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim, pasjonatka fotografii i współorganizatorka planów filmowych. Stale kursuje między Łodzią a Krakowem, choć nierzadko ląduje też tam, gdzie oczy poniosą lub po prostu nastąpi wezwanie ;)


Ciekawostki – promocja placówki kulturalnej | trendy promocji polskich teatrów

Promocja kultury. pl

Strona poświęcona konferencji dotyczącej marketingu i promocji kultury w placówce kulturalnej, która odbyła się 15 i 16 września w Katowicach. Opublikowano na niej wypowiedzi ekspertów na kluczowe tematy dotyczące tego zagadnienia. Dzielą się swoimi spostrzeżeniami i cennymi uwagami. Warto przestudiować!

————-

Nowe trendy w promocji polskich teatrów 

Bardzo ciekawy artykuł, autorstwa Marcina Laberscheka dotyczący rzadko poruszanej jeszcze kwestii promocji teatrów. W opracowaniu zostają scharakteryzowane właściwe dla tego rodzaju instytucji sposoby promocji, a zwłaszcza te, które polskie teatry wykorzystują najczęściej. Rozważana jest także kwestia wprowadzania nowych rozwiązań technologicznych, a przede wszystkim internetu. Całość poparta jest przykładami.

————-

Agnieszka Sulikowska

(ur 09.09.1990 w Krakowie) – studentka trzeciego roku zarządzania kulturą i drugiego roku muzykologii na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pasjonatka podróży, historii Krakowa i tanga argentyńskiego. W wolnych chwilach projektuje krawaty i pije kakao :)

Marka – czy to tylko Nescafe, Apple i Ikea? ;)

Czyli krótka opowieść o tym, że kultura również istnieje na wolnym rynku i co więcej, walczy o swoją dobrą pozycję. W jaki sposób? O tym poniżej.

Nie łam się – przełam się!

Nie zapomnę chwili, kiedy jeden z pracowników biblioteki wydziałowej poddał pod wątpliwość temat mojej pracy dyplomowej – cytując jego słowa – „ale marka to dla mnie kawa neska!”. Grzecznie się uśmiechnęłam i twardo przekonana o swojej racji wróciłam do dalszych poszukiwań bibliografii dotyczącej wydarzeń kulturalnych :) Fakt, niewiele pozycji dostępnych na rynku opisuje procesy kreowania marek w kontekście wydarzeń kulturalnych, ale to tylko napędza mnie do dalszego zgłębiania tematu! Tym samym, mam zamiar obalić dzisiaj powszechne twierdzenie, że marka charakteryzuje tylko i wyłącznie produkty stojące na sklepowych półkach. Gotowi do rewolucji umysłu? Zaczynamy!

Ale czym właściwie jest „marka”?

Świat pędzi do przodu, kultura dojrzewa, a kapitalizm kwitnie niczym krokusy na podhalańskich łąkach. Z tego powodu, coraz częściej mówi się o markach, ponieważ – dzięki swojej sile – mogą one zatrzymać konsumenta i tym samym osiągnąć przewagę na rynku eliminując (lub przynajmniej osłabiając) konkurencję. A marka, to nic innego, jak skrupulatnie dobrana kombinacja kilku elementów, m.in.: nazwy, logo, opakowania, sloganu czy dżingla, które zostały opracowane w celu oznaczenia danego produktu. Dodając do tego odpowiednie narzędzia promocyjne, firma – czy też w naszym przypadku organizator imprezy – komunikuje się z otoczeniem, chcąc zwrócić na siebie uwagę zarówno konsumentów, jak i potencjalnych sponsorów, patronów medialnych itp. Rozpoznawalność marki nie jest więc rezultatem wysiłku odbiorcy, który w nadziei na zagospodarowanie wieczoru samotnie przegląda katalogi skupiające eventy na dany miesiąc, ale przede wszystkim organizatorów, którzy starannie dbają o to, by ich impreza dotarła do publiczności możliwie najprostszym i najskuteczniejszym kanałem przekazu promocyjnego.

Produkt z natury wyjątkowy

Proste? Nie do końca. Sztuka to specyficzny produkt, który wymaga od realizatora dużej wrażliwości i elastyczności. Co więcej, każde sprzedawane „dobro artystyczne” czy też usługa, muszą zostać otoczone szczególną ochroną ze względu na ich wartość  nieporównywalną do jakiegokolwiek innego towaru. No, bo nikt mi nie powie, że kupując bilet wstępu do Muzeum Czartoryskich za złotych cztery (no dobrze, za normalny zapłacimy AŻ 8 zł), oglądam Damę z Łasiczką, która niewiele więcej jest warta. Gdyby tak było, dawno już dzieło Leonarda zawisłoby na ścianie mojego pokoju. Ale do rzeczy. Problem numer dwa powstaje w momencie, gdy organizator zdaje sobie sprawę, że oferowane materiały mogą zainteresować jedynie niewielki fragment społeczeństwa. Wtedy na ratunek spieszy dobrze wykreowana marka, która swoją siłą i potęgą zatrzymuje odbiorców na dłużej.

Open your mind !

Czy zatem wybierając się trzeci raz z rzędu na osławiony Open’er Festival, krakowski Selector czy odbywający się w Katowicach OFF Festival możemy pominąć kwestię marki tychże imprez? Oczywiście, że nie! Fakt, „neskę” kupujemy częściej, ale tak samo jesteśmy jej wierni i tak samo istnieje w naszych konsumenckich umysłach, jak i przedsięwzięcia kulturalne, bez których nie wyobrażamy sobie kolejnego roku! Niech zatem otworzą się serca i umysły tych, którzy jeszcze nie poznali czym jest siła przywiązania do imprezy! Sprawdźcie sami, przeżyjcie wydarzenie i dopiero wtedy sugerujcie, że markę można spotkać tylko w hipermarkecie ;)


Iwona Sztajner

(ur 05.06.1990 w Częstochowie) – studentka trzeciego roku zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim, pasjonatka fotografii i współorganizatorka planów filmowych. Stale kursuje między Łodzią a Krakowem, choć nierzadko ląduje też tam, gdzie oczy poniosą lub po prostu nastąpi wezwanie ;)