Muzyczny product placement

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że związek kultury i reklamy kwitnie. Marki wykorzystują popularność artystów, artyści wykorzystują popularność marek, a wszystkie te zależności dostrzegają agencje reklamowe, i upychają produkty swoich klientów gdzie popadnie. Product placement czai się dosłownie za każdym rogiem, spotykamy się z nim nawet w naszych rodzimych (nie do końca, bo przecież na licencji) produkcjach telewizyjnych – seriale TVP2 nie mają sobie równych.

Lokowanie produktu jest obecne w mediach od lat 20 ubiegłego wieku (radio), później skandalicznie nadużywane przez producentów papierosów (telewizja), poskutkowało zakazem promowania wyrobów tytoniowych w telewizji i skupieniem całej uwagi na innym medium (film), co trwa do dziś i ma się świetnie, jak pokazują liczne przykłady, z niedawnym “Skyfall” na czele. Jednak potencjał reklamowy został dostrzeżony także w zupełnie innym segmencie przemysłów kultury. Coraz większą popularność zyskują pomysły lokowania produktu w klipach muzycznych.

Zależności między muzyką a reklamą obecne są na wielu płaszczyznach i każdą z nich można poddać osobnej analizie. Mówiąc jednak o lokowaniu produktu w teledyskach należy wyjść od konkretów: w 2011 roku przychody z product placement w klipach muzycznych wyniosły 20 milionów dolarów. Marki stają się powoli prawdziwymi bohaterami tych krótkich filmów. Kiedy dodamy do tego fakt, że ponad 30% treści na youtube to właśnie teledyski, dostajemy nową grupę docelową poważnych rozmiarów. Zadanie speców od reklamy nie jest wcale takie trudne – wcisnąć jak najwięcej marek do kilkuminutowego filmu. Często większym wyzwaniem staje się odbiór tak skonstruowanego klipu.

Pierwszy przykład to właściwie dziesięciominutowa reklama kilku marek – Wonder Bread, Miracle Whip, Diet Coke, Virgin Mobile, Polaroid, słuchawek Heartbeats i laptopa Beats, a także PlentyofFish.com. To, czy pojawienie się wszystkich było opłacone przez producentów, do dziś pozostaje owiane tajemnicą.

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=EVBsypHzF3U

Drugi przykład zarobił 500 tys. dolarów dzięki lokowaniu produktu. Znów pojawia się portal randkowy PlentyofFish.com, cała gama gadżetów od Sony, perfumy Radiance z linii samej Britney, a także kosmetyki Make Up For Ever.

http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=-Edv8Onsrgg

Ostatni przykład jest dość oczywisty – reklamy tabletu od BlackBerry, niekiedy tylko przerywanej obrazkami z zegarkiem Ice, nie da się przegapić. Co ciekawe, kiedy gadżet pojawia się na dłużej, w tle słyszymy słowa “It’s gotta be the Apple, I’m the mac daddy.” Przypadek? Nie sądzę.

http://www.youtube.com/watch?v=JwQZQygg3Lk

Product placement ma się dobrze, a będzie tylko lepiej. Niektóre próby jak najczęstszego ukazania danego przedmiotu są komiczne, inne nieco lepiej wpisują się w konkretny utwór lub w cały wizerunek artysty. Kwestie natury moralnej – tego, czy lepiej mieć więcej pieniędzy na teledysk i sponsora na karku, czy może radzić sobie ze skromniejszym budżetem, ale robiąc wszystko po swojemu – pozostają nierozstrzygnięte, bo obrońców obu tych stanowisk w przemyśle muzycznym jest mnóstwo. (nie)Cierpliwie czekam na przykłady z polskiego podwórka.

Adriana Stachura, studentka III roku zarządzania kulturą

PR mody na przykładzie marki Joanna Hawrot

         Świat mody to wypadkowa sztuki, kultury i biznesu. Wciąż ulega redefinicji. Co raz więcej osób interesuje się modą. Nowe są również kanały dystrybucji wytworów jednej z najbardziej kreatywnych  gałęzi przemysłu.  Pojęcie mody funkcjonuje jako wizualny i estetyczny zapis naszych czasów.  Osobiście, uważam jednak, że magnesem przyciągającym szereg zagadnień,  kryjących się pod hasłem moda jest biznes. Z pełną świadomością tego czym ona jest, uważam, że stanowi zwyczajny algorytm. Te same figury łączy się za pomocą różnych kombinacji w zestawy, które już kiedyś ktoś stworzył. Z modą jest jak z liczbą Pi. Niewymierna, a jednak komuś udało się ją zapisać aż do trzydziestego piątego miejsca po przecinku… ;-) Ponadto, ogromna ilość sklepów sieciowych, gdzie można za niewielkie pieniądze kupić rzeczy wpisujące się w obowiązujące trendy, pozbawia ludzi kreatywności. Zatem paradoksalnie moda, w klasycznym tego słowa znaczeniu, nigdy mnie nie interesowała. Choć poświęciłam jej znaczną część życia pisząc o niej artykuły, poznając tajniki dziennikarstwa mody czy zwyczajnie ulegając nałogowi kupowania magazynów o modzie. Interesuje mnie artystyczny wymiar mody. Ogromny podziw i szacunek wzbudzają u mnie projektanci, których projekty są uosobieniem idei. Z przyjemnością oglądam fotografie kolekcji haute couture, dokładnie wyreżyserowane pokazy, przypominające wielkie spektakle. Z zainteresowaniem śledzę linie basic wielkich projektantów, bo te zwykle są szalenie inspirujące na co dzień.  Z drugiej zaś strony,  jestem uzależniona od klasycznych modeli butów sportowych, najlepiej w kolorze – bo łączą doskonałą linię z niepowtarzalną wygodą. Słowo moda w moim słowniku kryje się pod synonimami: piękno, sztuka, wygoda i idea. Moda, oznacza manifest i uosobienie myśli.  Miałam w swoim życiu to szczęście, że poznałam  i współpracowałam z Osobą, która utwierdziła mnie w przekonaniu o zasadności poszukiwania wspólnego mianownika dla mody i sztuki, wielokrotnie zainspirowała i pokazała, że warto realizować swoje szalone pomysły w praktyce, zwłaszcza kiedy kryje się za tym niespotykany talent i intelekt – tak bowiem jest w przypadku krakowskiej projektantki Joanny Hawrot.

                Od czasu tego przełomowego spotkania,  zaczęła mnie intrygować kwestia PR-u mody. Jak przebić bańkę próżności, pozostawiając po sobie ślad, którego jeszcze nikt nie zostawił? Jak przekonać do swoich idei ludzi na co dzień poszukujących niekonwencjonalnych rozwiązań, jednocześnie odnotowując zysk? Odpowiedź jest bardzo prosta, zawiera się w dwóch słowach: pokora i konsekwencja.

                Najpierw kilka słów o marce Joanna Hawrot. Odwiedzając stronę internetową projektantki, czytamy bio, które w perspektywie nurtu zarządzania humanistycznego realizuje założenia tzw. misji: „(…) nowoczesna marka modowa sygnowana imieniem i nazwiskiem krakowskiej projektantki. Jej charakterystyczny styl to mariaż futurystycznych i stylizowanych elementów, efekt traktowania mody jako pełnoprawnej dziedziny sztuki. Tematyczne cykle kolekcji prezentowane w formie artystycznych instalacji, realizują filozofię marki FROM FASHION TO ART.”

                Joanna Hawrot bardzo precyzyjnie definiuje grupę swoich odbiorców,  czytamy bowiem: „Zamierzeniem marki jest budowanie wizerunku kobiety bezkompromisowo komunikującej się z rzeczywistością za pomocą ubioru. Tworzenie estetyki swobodnie poruszającej się pomiędzy haute couture a Prêt-à-porter.” Kobiety w Polsce stają się co raz bardziej odważne i świadomie odkrywają siebie, dlatego rzesza klientek Joanny Hawrot stale się powiększa. Odwiedzając butik projektantki przy ulicy Sławkowskiej 19 w Krakowie ,  stajemy w miejscu, które w pełni odzwierciedla ducha marki. Każdy element wystroju oraz przyjęcie z jakim spotyka się klientka, choć kusi stwierdzenie odbiorca, koresponduje z filozofią FROM FASHION TO ART. Ale przecież kanały dystrybucji odzieży projektowanej przez Joanną Hawrot są bardzo różne. Nie każdy, kto decyduje się nosić ubrania tej marki, odwiedza magiczne miejsce w sercu Krakowa.  Wręcz przeciwnie, entuzjastki ubrań projektantki,  to w ogromnej mierze mieszkanki innych miast Europy i Świata. Joanna Hawrot bardzo wnikliwie bada każdą przestrzeń, w której pojawiają się Jej projekty, także tę wirtualną. Każdy portal modowy czy wydarzenie, któremu towarzyszy pokaz tematycznych cykli kolekcji projektantki wybierany jest z pełną świadomością, w taki sposób, aby konsekwentnie realizować zamierzenia przyświecające marce.

                Kwestią godną uwagi w procesie kreowania wizerunku marki, mającą niebagatelne znaczenie dla późniejszych efektów, jest bardzo rzetelne i ściśle określone w czasie realizowanie zadań na najniższym szczeblu. Marka Joanna Hawrot to ciągłe poszukiwanie, nie tylko na poziomie artystycznym, ale także typowo logistycznym . Każdy tydzień to nowe cele. Bardzo imponuje mi postawa artystki, która znajduje czas zarówno na to, by tworzyć, jak i nadzorować prace związane z utrzymaniem relacji z mediami i klientami. W kwestiach PR-u ma oczywiście pomoc, niezastąpioną i wielce kreatywną Aleksandrę Kaźmierczak.

                Joanna Hawrot  jest mistrzynią nietypowego PR-u. Najlepszym tego przykładem jest akcja performatywna, w której miałam zaszczyt wziąć udział – POZYTYWKA. Zdarzenie miało miejsce w maju 2011 roku.  Projekt „Pozytywka” zakładał wprowadzenie piętnastu tancerek – żywych rzeźb, w komercyjną przestrzeń Galerii Krakowskiej. Zaanimowane postaci skonfrontowały materię z duchem, zmieniając tym samym galerię handlową w galerię sztuki. Środkami wyrazu był nie tylko ruch, ale także kostiumy i muzyka napisana specjalnie na potrzeby projektu. W projekcie wzięli udział czołowi przedstawiciele młodej awangardy artystycznej.  Akcja była zapowiadana, informowały o niej media oraz plakaty rozwieszone na terenie Krakowa, jednak wielu uczestników nietypowego wydarzenia,  nie spodziewało się w czasie sobotnich zakupów konfrontacji z żywą sztuką.

Przyjrzyjmy się efektom:

http://www.youtube.com/watch?v=JF-28gDhdjE

Fotografie: Krzysztof Hawrot

image

image

image

Joanna Hawrot organizowała także inne akcje per formatywne, miedzy innymi „Ash Project”, „Słowa mówią” i „Forma”. Kolekcje „Monochromy”, „Słowa mówią”, „Ptaki biało czarne” oraz „Madonny” były szeroko komentowane w prasie oraz ogólnopolskich mediach. Minione dwa lata to również sukcesy za granicą, szczególnie wydarzenia sprzed zaledwie kilku tygodni i pokaz najnowszej, inspirowanej Japonią kolekcji HIROKO, w czasie XV edycji Brooklyn Fashion Weekend w Nowym Jorku. Prace projektantki spotkały się z ogromnym uznaniem publiczności, organizatorów i dziennikarzy, co zaowocowało licznymi wywiadami i publikacjami w mediach.

 I w tym miejscu kolejny ciekawy przykład prowadzenia PR-u marki modowej. Artystka zaproponowała swoim fanom i wszystkim śledzącym Jej twórcze poczynania szalenie ciekawy konkurs. Po kilkutygodniowym prezentowaniu za pomocą różnych środków wyrazu, niezwykle tajemniczej postaci HIROKO, zaprosiła do współtworzenia jej historii. Każdy mógł stworzyć własną, nietypową opowieść o HIROKO, wykorzystując przy tym najgłębsze pokłady swojej wyobraźni.  Chodziło o to, by jak najpiękniej ukazać sprzeczności, z których składa się postać tej miejskiej wojowniczki. Najciekawsza historia ukazała się na blogu projektantki, pod adresem:

http://joannahawrot.blogspot.com

Fotografie: Krzysztof Hawrot

image

image

image

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden intrygujący pomysł, dzięki któremu każdy może poczuć wyjątkową energię płynącą z działalności Joanny Hawrot i wejść w Jej skrupulatnie utkany złotymi nićmi szalonych pomysłów świat.  W minionym roku kalendarzowym projektantka stworzyła cykl spotkań pod hasłem Sunday Fashion Brunch, w czasie których realizuje rozmaite formy modowej ekspresji, we współpracy ze znanymi krakowskimi postaciami ze świata mody: metamorfozy uczestniczek SFB, pokazy, dyskusje, performensy, konkursy i wiele innych atrakcji, każdorazowo w innym stylowym miejscu. Najbliższa edycja odbędzie się w niedzielę 12 maja. W czasie tego wydarzenia zostanie zaprezentowana autorska linia torebek projektu Joanny Hawrot powstałych przy współpracy z marką MilliBag. Znając Joannę będzie to wyjątkowy, niedzielny poranek, więc gorąco zachęcam do udziału. Wcześniej jednak trzeba zatroszczyć się o zaproszenie. Polecam z uwagą śledzić profil projektantki na Facebook’u:

https://www.facebook.com/JoannaHawrot?fref=ts

Najbliższe plany artystki nie ograniczają się jedynie do przestrzeni Krakowa, o czym również można przeczytać na blogu.

Marka Joanna Hawrot, to w moim odczuciu przykład doskonale prowadzonej strategii PR-owej w dziedzinie mody. Konsekwentne podążanie wyznaczoną drogą, niebagatelne koncepcje wprowadzania sztuki w świat mody, interaktywność w komunikowaniu się z odbiorcami, troska o każdy szczegół związany z funkcjonowaniem marki, kompleksowe oddziaływanie na zmysły klientów to tylko niektóre elementy stanowiące o sukcesie projektantki. Wszystko, co robi – począwszy od procesu tworzenia, po sposób prezentacji swoich projektów i kształtowanie wizerunku mediach – jest spójne. Dzięki temu powstaje unikatowa marka, której niepodważalny styl docenia i rozpoznaje co raz więcej osób.

Przyznaję, że osobiście kompulsywnie chłonę pomysły Joanny Hawrot. Myślę, że nie jestem odosobniona w tej czynności…

Ula Nowak – dziennikarz, studentka III-go roku Zarządzania Kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. 

Siła pierwszego wrażenia

W dzisiejszych czasach, gdy rynek konkurencji rośnie, firmy walczą o wykreowanie indywidualnej, niepowtarzalnej tożsamości, która wyróżni je spośród innych. Powstają szkoły brandingowe, zatrudnia się sztab specjalistów od PRu, tworzy kampanie promocyjne. Zwykle pamięta się wtedy o trzech elementach: logo, hasło i strona internetowa. Niewątpliwie są to najważniejsze czynniki, które pozwalają dotrzeć do klienta. 

Zapomina się jednak o sile małej, niepozornej rzeczy, która często jest pierwszym kontaktem z firmą. Mimo że pozwala na wytworzenie pierwszego pozytywnego wrażenia, dzięki któremu nasza firma może zostać dostrzeżona i zapamiętana, to zazwyczaj ginie w stercie jej podobnych, przepada w czeluściach torebek czy kieszeni, ląduje w koszu, niewyróżniająca się niczym odchodzi w niepamięć. Co? Wizytówka. Standardowy i szablonowy kartonik na pewno nie zachwyci naszych potencjalnych klientów. Jest jednak kilka firm, które postanowiły wykorzystać jej potencjał, a oto jak sobie poradziły:


image

image

image

image

image

image

image

image

image

image

więcej na:

http://stocklogos.com/topic/ultimate-creative-business-cards-collection

i na: http://www.flickr.com/photos/dailypoetics/sets/72057594104389710/

Katarzyna Majewska

ekipa #tumblr.a przeprowadziła z nami wywiad! :)

Autorzy: Studenci 3 roku zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim (absolwenci 2012)

Koordynator: Michał Pałasz

Nazwa bloga: Kulturoteka

Miejscowość: Kraków

Data pierwszego posta: marzec 2012

Skąd pomysł na założenie blogu grupowego na Tumblrze?

Blog powstał w ramach zajęć z PR i marketingu kultury po to, aby teksty pisane na zaliczenie, które niemal zawsze lądują w szufladach wykładowców, mogły ujrzeć światło dzienne – jeszcze jako świeże. W polskiej sieci bardzo niewiele źródeł pisze o promocji kultury. Ani o tym jak jest, ani o tym, jak być powinno. Studenci 3 roku zarządzania kulturą (a więc tuż przed obroną pracy licencjackiej – większość już się obroniła – gratulacje!) są bardzo wyczuleni na dostrzeganie, jak promuje się polska (i światowa) kultura, instytucje kultury, czy inicjatywy kulturalne. Często mają swoją wizję, jak powinny to robić. Sami będą się tym zajmować lub już się tym zajmują. Posiadają też niezbędną wiedzę – blog jest okazją, aby się nią podzielić.

Publikujecie bardzo dużo, treściwie i często. Ilu autorów współtworzy Wasz blog?

Dokładnie 52 studentów i 1 koordynator. Od marca do czerwca, przez pierwsze 4 miesiące opublikowaliśmy 200 artykułów. Średnio 2 artykuły różnych autorów dziennie.

Czy macie jakiś system redaktorski ustalający, kto publikuje, na jaki temat i kiedy? Czy panuje pełna swoboda i piszecie, kiedy tylko najdzie Was wena twórcza?

W marcu, na początku semestru, ustaliliśmy plan publikacji. Miejsce na wenę jest w tekstach, w ich formie i tematyce, natomiast blog musi żyć, musi oddychać tekstami, które powinny pojawiać się na nim regularnie. W kalendarzu każdy z autorów wybrał 3 dni, od marca do czerwca, w które zobowiązał się opublikować artykuły.

52 osoby x 3 teksty, daje 156 tekstów, a u nas powstało ich do tej pory więcej, 200, z dwóch powodów. Po pierwsze, teksty można było pisać także jako odrobienie nieobecności na zajęciach, po drugie – ważniejsze – część studentów zdecydowała się angażować w blog dalej (pomimo końca obowiązku prowadzenia go). Mam ogromną nadzieję, i jestem prawie pewien, że Kulturotekę na Tumblrze uda nam się wspólnie utrzymać i rozwijać. Gorąco zapraszam też do współpracy wszystkich, którzy chcą się podzielić swoimi doświadczeniami, oczekiwaniami i swoją wiedzą na temat wykorzystania marketingu i PR w dziedzinie kultury.

Czy wzorujecie się na jakichś istniejących blogach? Jakie blogi na Tumblrze Was inspirują?

Nie wzorujemy się na konkretnych blogach, bo jesteśmy pionierami :) Z Tumblra korzystamy ponieważ pozwala na łatwe prowadzenie bloga zbiorowego – wystarczy moderator i każdy może wysłać swój tekst na tumblrowy e-mail przypisany do bloga, skorzystać z przycisku „dodaj” albo dołączyć do współtworzenia grupowego bloga i publikować z poziomu Tumblra. Bardzo przydatne są także Tagi, które można śledzić i przeglądać na swoim Kokpicie. Jest przyjaźnie, a gdy wiele osób, o różnym doświadczeniu w funkcjonowaniu w sieci, stara się stworzyć coś wspólnie, Tumblr jest idealny.

„PR” TVP

Normal
0

21

false
false
false

PL
X-NONE
AR-SA

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-priority:99;
mso-style-qformat:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin-top:0cm;
mso-para-margin-right:0cm;
mso-para-margin-bottom:10.0pt;
mso-para-margin-left:0cm;
line-height:115%;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:11.0pt;
font-family:”Calibri”,”sans-serif”;
mso-ascii-font-family:Calibri;
mso-ascii-theme-font:minor-latin;
mso-hansi-font-family:Calibri;
mso-hansi-theme-font:minor-latin;
mso-fareast-language:EN-US;}

Sytuacja telewizji publicznej  zależy między innymi od oglądających. Jakie są relacje między TVP z publicznością obrazuje sprawa związana ze spotem zachęcającym do kibicowania podczas meczu Polska – Czechy.

Madas – amator stworzył filmik fanowski dodający otuchy narodowi przed jednym z najważniejszych meczy ostatnich lat. Efekt kompilacji kilkudziesięciu ujęć, komentarza Tomasza Zimocha oraz kilku zdań dodających wiary fanom jak i drużynie wyglądał bardzo profesjonalnie i w jeden dzień stał się hitem Internetu. TVP doszukała się jednak w filmie łamania praw autorskich w wykorzystanym filmie i film z YouTuba usunęła. To pociągnęło za sobą falę krytyki i sprzeciwu polskich internautów, którzy domagają się, aby nie tylko przywrócić film, ale także pokazać go przed meczem. W krótkim czasie zebrała się grupa 20 tys. zwolenników pomysłu na facebooku. https://www.facebook.com/events/314952725258054/?ref=ts

TVP uparcie milczy i obstaje przy swoim. Pisząc ten artykuł nie wiem jaki będzie finał sprawy. Najważniejszy jest jednak fakt jak bardzo pogorszył się wizerunek TVP wśród młodych odbiorców. Zapewnie kilku z nich zrezygnuje z usług TVP, ale z pewnością dla większości pozostanie niesmak całej sytuacji.

Jaka jest Wasza opinia o tej sprawie?

Polska Czechy

Roman Klin – (rocznik 1989), student Zarządzania Kulturą i Filologii Portugalskiej. Pasjonat Brazylii, ukraińskiej chałwy i martini. Jak wszyscy interesuje się kulturą wszelakiej maści. W wolnych chwilach maluje i gitaruje.

Ile jest kultury w farsie, czyli PR na dobranoc

Produkcje popularne, żeby nie powedzieć: pod publiczkę, stają się powszechne, wyrastają jak grzyby po deszczu na fali bezwstydnie przyznawanej miłości widzów do banału.

Wcześniej iść do teatru wypadało, teraz idzie się do teatru dla przyjemności.

Wielu Polaków po przemianach lat 90 pracuje, jak na dawnym Zachodzie, czyli od świtu do zmroku, bo każda chwila to pieniądz.

Mam pieniądz, jestem kimś. Mam prawo żądać, mam prawo domagać się specjalnego traktowania, mam prawo do bycia decydentem – idę. Na farsę. I nie wstyd mi się przyznać, że będę rechotać, gdy ktoś na scenie przewróci się na skórce od banana. Nie brak mi własnej wartości, nie mam kompleksów, by mimo poczucia humoru mieć poczucie honoru. Ba, kupuję bilet dla siebie, współmałżonka i przyjaciół! I idziemy, idziemy do Instytucji Kutury.

Po co nam tacy widzowie, po co nam cała ta “kultura” prostych radości?

Kultura to cywilizacja, to świadectwo naszych osiągnięć, to, w co osiągnięcia zastane przekształcamy. Kulturą jest świadectwo naszych ekscytacji artystycznych, kulturą jest sposób picia wina, atmosfera meczu piłkarskiego, baru mlecznego, sceny Terenu Warszawa, sale wystawowe Muzeum Narodowego.

Świadczy o nas to, co oglądamy. Tak, niekoniecznie dobrze, jeśli mówimy o farsach – są one w większości niemoralne, w dodatku bohater, który zasłużył przynajmniej na wieloletnie więzienie,  zostaje przez okoliczności, a zatem i przez nas, zupełnie zwolniony z odpowiedzialności za winy.

Gloryfikacja złego prowadzenia się, kłamstwa, obłudy? Dlaczego setki widzów co wieczór oglądają Maydaya, i tak od dwudziestu lat?

Bo dorosły człowiek potrzebuje bajki, jak dziecko. Potrzebuje, by ktoś, po całym dniu powiedział mu: możesz wszystko, a to wszystko skończy się dobrze. I nie jest ważne, ilu ludzi pokroiłeś tego dnia, ile mandatów wlepiłeś, ile podań o zwrot podatku VAT odrzuciłeś tego dnia, ile spraw przegrałeś. Idziesz na farsę, zwalniasz się z życia.

Bruno Bettelheim pisał, że bajka pozwala, przez identyfikację z pozytywnym bohaterem, stawić czoło trudnościom, sprzyja integracji osobowości w obliczu zdarzeń, które dziecko przeżywa wcielając się w postacie, w końcu pozwala przeżyć lęk i zwyciężyć. A życzenie, by co wieczór słuchać tej samej bajki oznacza, że jest w niej problem, któremu dziecko jeszcze musi stawić czoła. Lęk, któremu wciąż jeszcze ulega, okoliczności, w których jeszcze musi dawać sobie radę.

Czytamy o Calineczce, czytamy o Królowej Śniegu, pozwólmy sobie zatem iść na bajkę dla nas.

Jakie są lęki i niepokoje widza idącego na Maydaya?

VAT, CIT, operacja, mandat, kontrola, teściowa, dziecko zapisać do przedszkola.

Mało? Że nie każdy ma dwie żony i bezrobotnego lokatora na karku?

Ależ to krasnoludki, tylko dla dorosłych. Jakoś trzeba ubrać w postać lęk przed przyłapaniem, lęk przed kontrolą, lęk przed odmawianiem, lęk przed…  Przeistoczyć nas w dających sobie radę w każdych okolicznościach niezupełnie superherosów, ale sprytnych szczęściarzy. To, czego nam brakuje, to szczęście. Bo na wszystko inne musimy zapracować.

Katartyczny efekt farsy widoczny jest po wyjściu z teatru, gdy grupy rozluźnionych, roześmianych widzów, wydawałoby się, odpornych na bzdurę, komentuje zdarzenia ze sceny. Tak, jesteśmy w teatrze, wiemy, po co idziemy do teatru i ten cudzysłów, którym teatr siłą rzeczy operuje, jest dla nas czytelny. I dajemy się wciągnąć w obszar absurdu, by grać krasnoludkami w nasze gry, ale ze świadomością dobrego rozwiązania. I dobrze nam to robi przed operacjami, wypisywaniem mandatów, przeglądaniem podań o zwrot podatku VAT, przed życiem.

Ja już nie chcę mówić, że śmiech to zdrowie. Już nie chcę mówić, ile pozytywnie rozpatrzonych podań można przypisać poprzedniego wieczora obejrzanej farsie. I ile daje wspólnie prześmiany wieczór z współmałżonkiem, którego z rzadka widujemy w tygodniu, najczęściej w sytuacjach kryzysowych typu odebrać dziecko – dostarczyć dziecko.

Taka dobrze przeżyta farsa robi nam kulturę. Nie dość, że jeden wieczór może stanowić koło zamachowe dla następnych wieczorów nie tylko z farsą, ale i z Szekspirem. Ale dobrze przeżyta farsa może otworzyć głowę i wywietrzyć frustracje i lęki.

Dostarczamy ludziom rozrywki, której chcą. Kulturą tu jest to, że chcą właśnie takiej, kulturą jest to, że my ją produkujemy, kulturą jest to, że mamy odpowiednie narzędzia i instytucje, by te potrzeby rozpoznać i wyjść im naprzeciw. Kulturą jest też to, co tworzy się, bo się wypoczęło, wypoczęło na farsie.

Dlaczego nie farsa? Bo nie prowadzi nas do refleksji? Bo nas głębiej nie porusza? Są zajęcia, podczas których ludzie wykonujący je muszą zmienić swój poziom wrażliwości. Są zajęcia, które wymagają tak wielkiej uwagi, tak ogromnej odpowiedzialności, że jedyne, co może poruszyć, to beztroski śmiech.

Dobranoc.

Monika Handzlik

Rasowy pijar czy mieszaniec?

Krakowskie środowisko kulturalne (zwłaszcza to zainteresowane muzyką klasyczną i to karmiące się sensacjami) było niczym wzburzone morze, kiedy na arenie publicznej rozgrywał się konflikt związany z Capellą Cracoviensis.

Po krótce wyjaśnię, na czym polegał spór. Otóż grająca pod batutą Stanisława Gałońskiego (który był także jej założycielem) orkiestra  wykonywała zarówno muzykę dawną, jak i klasykę z okresu po 1800 roku. Zmiana dyrektora i wprowadzane przez niego reformy wywołują ostry sprzeciw i są ukazywane jako kontrowersyjne. Zwolnienie części muzyków, przesłuchania obecnych członków Capelli i zawężenie reperturu wyłącznie do muzyki dawnej spotkały się z protestem.

By nie rozwlekać sprawy, można ująć aktualną sytuację tak: Jan Tomasz Adamus postawił na swoim.

http://www.youtube.com/watch?v=w80l_sPBuzw  – Ujęcie problemu widziane z pserpektywy przeciwników działania dyrektora Capelli Cracoviensis.

Jak czytamy na stronie Programu 2 Polskiego Radia: – Dzięki przekształceniu w zespół instrumentów dawnych Capella Cracoviensis zyska odrębność na scenie muzycznej Krakowa – stwierdziła Magdalena Sroka. – Miasta nie stać na finansowanie pięciu orkiestr o tym samym profilu. Ukierunkowanie na wykonawstwo muzyki dawnej zapewni orkiestrze przetrwanie i możliwości rozwoju. Mamy zatem jasność, jakie stanowisko zajęły władze miasta Krakowa.

A sam dyrektor?

Uznał, że konflikty wewnętrzne w Capelli nie powinny być wyciągane na forum publiczne. I cóż, narobił sobie złego pijaru wśrod swoich muzyków i zapewne w szerszym gronie zainteresowanych sprawą. Jednak…

Tak, jest druga strona medalu. Ta odbiegająca daleko od wizji dyrektora Capelli jako zła wcielonego i gwałciciela praw muzyków oraz łamacza przepisów. W końcu postepował wedle założonego planu, z klarownym zamysłem i zgodnie z polityką miasta – której nie można odmówić racjonalności. I to właśnie sprawia, że pojawia się forma pijaru mieszanego.

Cierpliwi, którzy przesłuchają całość oraz ci, którzy poświęcą kilkanaście minut, by posłuchać początku (warto, zapewniam), pewnie w większości zajmą stanowisko gdzieś po środku. Między rasowym, agresywnym rottweilerem i łagodnym, i posłusznym bernardynem pałęta się kundel – mieszaniec pijarowski. Tam go uwielbiają, gdzie indziej wzbuda wstręt. Zachęcam więc do posłuchania audycji o sporze: http://www.polskieradio.pl/8/402/Artykul/328907,Spor-o-krakowska-orkiestre

I mimo, że sprawa powoli ucichła, niesmak pozostał, atmosfera nadal jest nieco zagęszczona. Z kolei niektórzy z uznaniem patrzą na obecne poczynania Capelli. Oby tylko nikt juz nie ujadał, bo przecież chodzi o muzykę. Psia mać.

 Magda Lena Ślósarczyk

Mapping w reklamach i akcjach promocyjnych

1. Coca-Cola

http://www.youtube.com/watch?v=GHyfBg2NtUk

2. Warszawska noc muzeów

 http://www.youtube.com/watch?v=wSQq9DYyGRI

3. Żywiec

 http://www.youtube.com/watch?v=01B4LM7oTFI&feature=related

4. Sukiennice

 http://www.youtube.com/watch?v=JAgcAXzC24k&feature=related

5. Adidas

 http://www.youtube.com/watch?v=Tp2Z_RBcLPs&feature=related

Monika Mytnik

Inbound marketing, czyli wykorzystywanie portali społecznościowych w strategiach PR i marketing

Inbound marketnig jest jednym z najbardziej efektywnych środków dla nowoczesnych kampanii PR-owych i reklamowych. 

http://www.slideshare.net/stanczuks/analiza-rozwoju-portali-spoecznociowych-w-internecie

W prezentowanej strategii istotna rolę pełnią portale społecznościowe, których popularność cały czas rośnie. Na najbardziej nam znanych tj. facebook czy nk.pl możemy utrzymywać kontakty ze znajomymi, zawierać inne „wirtualne przyjaźnie”, które umożliwiają nam wymianę opinii, poglądów, informacji i innych istotnych dla nas wydarzeń. Te środowiska społecznościowe stały się dla nas naturalną strefą przekazywania między sobą wiadomości. Właśnie na takim wzajemnym przesyłaniu informacji bazuje inbound marketing.

http://cweb.pl/e-marketing/kampanie-inbound-marketing-social-media.html

Facebook jest popularniejszym portalem społecznościowym, który działa stosunkowo niedługo, od 2003 roku. Został założony przez studentów Uniwersytetu Harwarda, którzy za pomocą portalu internetowego, chcieli wybrać najładniejszą studentkę. Projekt ten szybko zyskał ogromne uznanie wśród młodych użytkowników, a potem na całym świecie. Ze studenckiej zabawy natychmiast przeobraził się w ogromną firmę, która obecnie zatrudnia licznych specjalistów, których zadaniem jest rozszerzanie sławy portalu na kolejne kontynenty. Dane z końca 2010 roku wskazują, iż facebook zyskał już 500 milionów użytkowników, wielkość firmy doskonale oddają pojawiające się w amerykańskich mediach obrazowe porównania np.: gdyby Facebook był państwem zajmowałby trzecie miejsce pod względem liczby ludności. Analizy portali społecznościowych wskazują na większą popularność facebooka, który wygrał z naszym rodzimym serwisem, Naszą Klasą.

http://wiadomosci.mediarun.pl/artykul/internet-internet,facebook-zdetronizowalnk.pl,11439,4,1,1.html

Omawiany portal społeczności, przynosi wielomiliardowe zyski, które czerpie głównie z reklam. Szef harvardzkiego portalu i pomysłodawca facebooka, Mark Zuckerberg, w niedługim czasie stał się najmłodszym miliarderem w historii. Specjaliści okrzyknęli go geniuszem marketingu, a jego dochody są porównywalne z Billem Gatesem lub Stevem Jobbsem.

http://www.technologyreview.com/business/20922/

Młody przedsiębiorca doczekał się nawet ekranizacji swojego życiorysu. Niezwykła historia niejednoznacznego moralnie postępku młodych wynalazców i ich dalsza droga do bogactwa została pokazana w amerykańskim filmie pt.: The Social Network w reżyserii Davida Finchera.

Portal doskonale dopasował się do potrzeb rynku, co zagwarantowało mu spektakularny sukces. Co najważniejsze, facebook nie ma określonej grupy odbiorców, każdy może być jego użytkownikiem, założyć swoją grupę, fan page, itp.

Badania udowodniły,  iż reklama, która jest polecana przez naszych znajomych działa na odbiorcę zdecydowania lepiej niż telewizyjne czy billboardowi kampanie, ponieważ bazuje na wzajemnym zaufaniu, jest więc wiarygodna. Doskonałym przekładem takiego mechanizmu jest bardzo częsta prośba o pomoc przyjaciół przy wyborze nowego komputera lub telefonu komórkowego. Ogólnie zatem można stwierdzić, iż inbound marketing skupia się na działaniach umożliwiających zainteresowanym osobom szybkie i łatwe dotarcie do ofert reklamowych w Internecie. Według Forrester, Digital Design Blog i Web Strategy Blog inbound marketing:

Koncentruje się na działaniach w Internecie umożliwiających klientom odnalezienia interesującego ich przekazu/informacji

Umożliwia potencjalnemu konsumentowi podążanie za zagadnieniami, których poszukuje w sieci co prowadzi go wprost do nadawcy komunikatu

Strefa jego rezydencji to portale społecznościowe, które są naturalną sferą wymiany informacji między użytkownikami, którzy spontanicznie polecają, zachwalają, doradzają

W odróżnieniu od outdoor marketingu – klient nie jest atakowany ofensywną reklamą – przekaz reklamowy jest dystrybuowany przez „znajomego”

Umożliwia szybkie odnalezienie istotnych informacji – przedstawionych w atrakcyjnej i przystępnej formie

Pozwala na prezentację bieżących przedsięwzięć Twojej firmy poprzez regularne dostarczanie aktualności i nowości np. produktowych

Udostępnia rzetelne newsy i posty redagowane przez specjalistę w branży

Niestety, inbound marketing nie zawsze bywa skuteczny. Interesujący raport, ukazujący siłę oddziaływań reklam na portalach społecznościowych, firma badawcza, Forrester (http://www.forrester.com) opublikowała subiektywną klasyfikację kampanii reklamowych przeprowadzanych w serwisach społecznościowych w 2008 roku. Wnioski są zaskakujące – firmy inwestują pokaźne środki finansowe w mało efektywne działania: Dzieje się tak, ponieważ większość marek (lub ich agencji) prowadzi kampanie w serwisach społecznościowych bazujące na interakcji ze stroną (user to website), zamiast wykorzystać mechanizmy społecznościowe (member to member). Marnują czas, pieniądze i zasoby na to aby dotrzeć do ludzi w serwisach społecznościowych, nie rozumiejąc, że większość rozwiązań z tradycyjnych kampanii opartych o microsite’y nie sprawdzi się w przypadku społeczności (http://www.forrester.com/2008/owyang)

Spośród wybranych 16 marek podzielonych na cztery klasy tematyczne skuteczną reklamą mogła poszczycić się tylko jedna firma. Najwyżej ocenioną kampanią była reklama BMW series pod nazwą What Drives You?

http://www.facebook.com/pages/Graffiti-Car-Contest-What-drives-you/27172461048

Paulina Ignaczak, studentka zarządzania kulturą i muzykologii UJ. W wolnym czasie uczy w szkole muzycznej i czyta książki Sapkowskiego, natomiast lista rzeczy, których nie lubi jest tak długa, że sama autorka nie widzi jej końca. :)