mayamural – któremu patronujemy – nominowany do Projektu Roku jako część cyklu murali społecznych! »> 

MAYAMURAL is a wall painting inspired by the Mayan inscription from Tortuguero (Mexico, 7th Century), the one that is often interpreted as THE END OF THE WORLD ON 21 DEC 2012.

Location: Cracow, Józefińska 24 (corner of Krakusa and Limanowskiego street)

The initiative organized as a part of the Teatr Nowy Association’s “ART OF WRATH – involving art festival”. The project financially supported by the Ministry of Culture and National Heritage of Poland, Municipality of Cracow and Małopolska Region.

Project partners: Krakow Festival Office, Foundation of New Art “Znaczy się”, Culture Institute of Jagiellonian University, The Cervantes Institute in Cracow, Castorama, Props.

Concept and organization: Michał Pałasz

Design: Aleksandra Toborowicz

Realisation: Dasza Abibok, Krzysztof Goliński, Weronika Kasprzyk, Paulina Lichwicka, Marta Ostrowska, Aleksandra Piórek, Weronika Piórek, Alicja Płonka, Łukasz Podolak, Joanna Róg-Ociepka, Aleksandra Toborowicz, Konrad Turaj, Artur Wabik

Maya Culture Specialists: Jarosław Źrałka, Sven Gronemeyer, Monika Banach, Magda Rusek

Coordination: Agnieszka Unzeitig, Ola Dzwierzyńska, Joanna Foryś, Marta Sukiennik, Anna Kapusta, Iwona Sztajner

Festival Curator: Tomasz Kireńczuk

Festival Coordinator: Dana Bień

Producer: Peter Sieklucki

Street art w centrum Warszawy, czyli druga strona medalu

Dotychczas na łamach Kulturoteki ukazało się już kilka artykułów nawiązujących do street art’u, czyli sztuki ulicy, będącej niejednokrotnie znakiem rozpoznawczym wielkich miast. Jego istotną cechą jest często bezprawna ingerencja artysty w przestrzeń, co jak okazało się w opisywanym poniżej przypadku, jest trafne w odczuciu wielu mieszkańców. Nie wszystkie prace ulicznych artystów spotykają się bowiem z uznaniem otoczenia nawet, jeśli mają na celu odświeżenie zrujnowanych budynków i cieszą się wsparciem sponsorów. 

Tegorocznego lata w Warszawie rozpoczął się wielki projekt o nazwie  Let’s Color, realizowany przy wsparciu znanej firmy produkującej farby do wnętrz. Grupa artystów przystąpiła do stworzenia wielkiego muralu na ogromnej powierzchni wielopoziomowego parkingu przy ulicy… Parkingowej. Budynek został wzniesiony w latach 70. minionego stulecia, a jego pomysłodawcą był architekt szwedzkiego pochodzenia, Sten Samuelson. Betonowy gmach ze względu na swój mało atrakcyjny i monotonny wygląd został oddany przez właścicieli w ręce zdolnych twórców, a 19 sierpnia nastąpiło oficjalne odsłonięcie efektów ich pracy. 

 

Stworzenie muralu na powierzchni wielkiego warszawskiego parkingu wzbudziło w sieci niemałe zainteresowanie, czego przykładem mogą być komentarze na stronie serwisu o architekturze BRYLA.pl (http://bryla.gazetadom.pl/bryla/1,85301,12328545.html?bo=1).

Większość opinii internautów jest utrzymana w sceptycznym tonie: komentujący doceniają wprawdzie konieczność renowacji i odświeżenia nudnej, betonowej fasady parkingu, jednak zwracają uwagę na brak jednolitej koncepcji podczas tworzenia muralu, jego zbytnią pstrokatość, a przez to tandetność. W moim własnym odczuciu największą wadą tego dzieła jest nie zbytnia kolorowość (bo przecież street art too nie nudna sztuka, zamknięta w muzeum i preferująca barokową kolorystykę) ale niedopasowanie do otoczenia: budynek za sprawą muralu stał się być może zbyt barwny na tle szarego otoczenia.

 

Przeglądając wcześniejsze wątki związane z tym parkingiem natknęłam się na wiele komentarzy, w których przewijało się stwierdzenie : „Ten parking szpeci całą okolicę” lub „ Powiew betonowej architektury – kompletna katastrofa”. Podsumowując i wracając tym samym do tytułu postu: każdy medal ma dwie strony, a pojawi się tak wiele różnorodnych opinii, jak i wiele jest gustów. 

Magdalena Kędziora

PR w spreju

Graffiti – walka czy dialog?

Sztuka ulicy nabrała tempa i stała się popularną formą ekspresji.  Wydawane są na ten temat publikacje, książki, a festiwale i warsztaty graffiti są odpowiedzią na coraz większą liczbę zainteresowanych i  tworzących. Punktem zapalnym jest kwestia braku przestrzeni dla tej sztuki. Wiadomo – nie ma pozwolenia, nie ma graffiti – inaczej “jedzie się na nielegalu”.

Szkoda zaczynać od Adama i Ewy i od podstaw wyjaśniać, czym jest graffiti, mimo że samo pojęcie wciąż mylone jest z bohomazami szpecącymi mury miast, a nie z pracami mającymi wartość estetyczną i w wielu przypadkach konkretny przekaz. Dlatego apeluję w pierwszej kolejności, by pod hasłem graffiti rozumieć raczej to…

 

                                   Bezt, Pener, Sainer & Tone, Gorzów Wlkp.

Bezt, Pener, Sainer & Tone, Gorzów Wielkopolski

… a nie to, co stało się punktem jednego z ostatnich wydań wiadomości stacji TVP Kraków (Pseudografficiarze w Krakowie). Graffiti wdarło się do świadomości społeczeństwa z dużym udziałem Banksy’ego – artysty, którego tożsamości wciąż nie znamy – a który wsławił się między innymi mocnym, dobitnym i często uderzającym w obecną władzę przekazem swoich prac (głównie street artowych i opartych w większości przypadków na tworzonych przez niego szablonach – nie ulega jednak kwestii, że “sztuka ulicy” zdobyła rozgłos). Jego prace są hasłami, które trafiają do szerokiej publiczności z racji formy, wciąż jednak znajdują się w rubryczce opatrzonej etykietą “nielegalne”.  I do tej samej rubryki, dopóki nie ma pozwolenia od właściciela obiektu, trafiają wszelkie próby pokrycia ścian malowidłami. Pomijając fakt, że nie każdemu podoba się “sztuka ulicy”, negatywne podejście bierze się również ze … złego PR-u. Ale, podobnie jak specyficzny charakter tego rodzaju sztuki, kwestia PR-u również nabiera trochę innego znaczenia.

Sam fakt, że graffiti po części polega na “rzuceniu hasła na ścianę” w formie graficznej (hasło dosłownie lub jako wymowa grafiki) sprawia, że twórca rozpoczyna dialog z odbiorcą. Odbiorców nie trudno znaleźć w tym przypadku – w miejscu publicznym jest ich bez liku (zarówno świadomie odbierających dzieło, jak i nie. Pytanie, czy tych ostatnich można w takim razie nadal nazywać odbiorcami, pozostawiam do indywidualnego rozważenia). To jednak dotyczy sfery artystycznej i znaczeniowej graffiti. Gdzie więc dialog nie odbywa się tak, jak powinien? Gdzie przeradza się w walkę, którą być nie musi? Tam, gdzie “PR”  (w tym przypadku oczywiście nie w klasycznym  rozumieniu tego pojęcia) można nazwać bezsprzecznie złym i szkodliwym.  

 

 Farby nie wystarczą

 Najstarsza legalna ściana w Krakowie to ta na Grzegórzkach, na ul. Blachnickiego koło lodowiska. Później zaczęto malować w przejściu podziemnym przy NCK-u w Nowej Hucie, epizodycznie na Olszy i Klinach. Bardzo popularne są nielegalne – tego chyba nie wiedzą nawet ci, którzy tam malują- alejki Grottgera na Krowodrzy. Mój znajomy Patryk malował kiedyś zwierzęta na SP 12, oczywiście za pozwoleniem dyrekcji. Teraz powstaje nowa ściana należąca do klubu wspinaczkowego “Renisport” w Bronowicach. Jest tam ciekawa powierzchnia – metal, szkło, drewno, kawałki stali. – Powiedział w wywiadzie Artur Wabik (artysta, kurator, publicysta i badacz popkultury). To wciąż mało, ale by zyskać więcej, trzeba się umieć najzwyczajniej dogadać.  Z kim? Z władzą miasta, z prywatnymi właścicielami, z dyrektorami placówek. Da się? W małym stopniu. Pokutują złe doświadczenia związane z tak zwanym pseudograffiti.  Złego PR-u narobili więc wandale, ale częściowo także i grafficiarze działający w bardziej wysublimowany sposób, ale wciąż wbrew prawu i wbrew woli władz, właścicieli budynków itd.

 

PR w wielu odcieniach

Tak, jak w procesie tworzenia pracy graficznej, w nawiązywaniu dobrego kontaktu i w budowaniu pozytywnego wizerunku liczy się mozolna droga od zaplanowania działania po jego ostatni etap. Zarys tego, co należy zrobić i w jaki sposób, wydaje się być podstawą. Ciężko jednak w przypadku graffiti mówić o zintegrowanym działaniu na rzecz korzystnego postrzegania tego nurtu przez władze i społeczeństwo. Jednak jakieś szkice i początkowe warstwy już są, Polska zerka w stronę Czech, Niemiec, Francji, Anglii (choć nie wszystkie aktualnie można nazwać ośrodkami rozkwitu graffiti).  I stawia pierwsze kroki w dziedzinie “oswajania” ludzi z graffiti i dawania możliwości tworzenia grafficiarzom, jednocześnie mozolnie budując wizerunek sztuki, która nie jest siłą destrukcyjną.

Szczególnie istotne są takie przedsięwzięcia, jak Lubelski Festiwal Graffiti, Street Art Doping czy Street Art Festival  w Katowicach, wszystkie dość “młode”, ale walczące o swoje miejsce w kalendarzu wydarzeń promujących aktywność artystyczną. To nie tylko wprowadzenie nurtu w legalne działania, ale i wyjście do ludzi z konkretną “ofertą”. Nie ma badań na temat tego, jak po takich wydarzeniach zmienia się odbiór, nie ulega jednak kwestii, że bardziej lub mniej świadomie działający w dziedzinie “sztuki ulicy” nie tylko realizują swoje potrzeby w tworzeniu, ale i budują swój wizerunek jako artystów – a nie wandali. A to jest element tworzenia dobrego PR-u.

 

Lubelski Festiwal Graffiti promuje się następująco:  Widzowie mogą pamiętać, jak impreza wpływa na pokonywanie barier. Dziadkowie z wnukami pod ścianą obserwowali, jak powstaje sztuka wywodząca się z ulicy. Młodsi słuchając hip-hopu i funku odpoczywali patrząc jak szary mur nabiera kolorów. Takie były kolejne edycje LFG, imprezy zapisanej w kalendarz najciekawszych writerów w Polsce. Taki był LFG odwiedzany co roku przez tłumy młodzieży i turystów będących w tym czasie w Lublinie. W tym roku Lublin stanie się stolicą graffiti w Polsce, to pewne.

Wciąż mało w tym PR-u? Czytamy dalej:  A co mogą powiedzieć widzowie? Mogli na pewno zobaczyć (…) murale, jakich do tej pory w Polsce nie było. Prace łączące sztukę z Kościołów sprzed kilkuset lat i stylistykę malowania murów. Mogli zobaczyć, jak prezydent Lublina zakasał rękawy i sprayem pomalował dość duży fragment ściany.

Organizatorem jest Europejska Fundacja Kultury Miejskiej, w trakcie festiwalu odbywają się warsztaty, konferencje, wernisaże i, rzecz jasna, nie może zabraknąć “after party”.

Street Art Doping, rodem z Warszawy, stawia sobie podobne cele, choć ten festiwal działa na trochę innych zasadach. Do Warszawy chcemy zaprosić uznanych artystów działających w przestrzeni publicznej. Udostępnimy ją także stołecznym twórcom i laureatom naszego konkursu.  Sprowadzając znanych artystów oraz organizując warsztaty, pokazujemy młodym ludziom inne podejście do działań w przestrzeni miasta oraz podnosimy jego atrakcyjność wizualną i turystyczną. Dodajemy miastu energii, koloru i estetyki – piszą organizatorzy. Zaczynamy od siedmiu realizacji, ale na tym nie poprzestaniemy – zakładamy, że Street Art Doping będzie imprezą cykliczną, corocznym festiwalem po którym nie pozostaną jedynie wspomnienia, ale i znaczące zmiany w tkance przestrzeni publicznej. Impuls do organizacji przedsięwzięcia dał w tym roku Zarząd Dróg Miejskich, przekazując na street-artowe realizacje swoje przestrzenie.

Zarząd Dróg Miejskich. Ktokolwiek stoi za tą współpracą, powinien być mianowany guru PR-u. 

Kolejny pozytywny akcent w świecie graffiti?

ArtBoom Festival, którego organizatorem jest Krakowskie Biuro Festiwalowe, i może nie jest skupiony na graffiti, ale jest ono jednym z jego elementów. W tym roku gwiazdą w dziedzinie muralu będzie BLU, którego pracę można zobaczyć na Józefińskiej 3 w Krakowie.

W Łodzi ciekawym przedsięwzięciem jest OutlineColour Festival, którego początki związane są z największym muralem w Europie. Warto zerknąć na ich stronę – choć niezbyt rozbudowana, zawiera interesujące informacje o festiwalu.

“Dobrą robotę” na rzecz postrzegania graffiti wykonuje także Europejska Fundacja Kultury Miejskiej. Organizuje warsztaty dla dzieci i młodzieży zainteresowanych zabawą ze sprejami. Dobry PR wśród rodziców? Bingo.                        

Wciąż nie udało mi się zdziałać zbyt wiele w dziedzinie PR-u na rzecz graffiti? Cóż, liczy się każdy krok – tu nie da się wynająć speca od Public Relations. Potrzeba czasu i cierpliwości, a PR w tym wypadku staje się zbiorczym efektem systematycznej działalności artystów z całej Polski, którzy próbują odnaleźć swoje miejsce w dusznej przestrzeni miast.

Magdalena Ślósarczyk

(ur. 3 stycznia 1990 w Krakowie) – studentka Zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim, miłośniczka wszelakich rodzajów sztuk plastycznych i fanka muzyki granej na żywo. W wolnych chwilach rysuje, szuka nowych inspiracji i trochę za bardzo emocjonuje się historią Polski  ostatniego stulecia.