Amerykański Netflix powszechnie znany jest jako największa wypożyczalnia filmów i seriali na świecie. Serwis udostępnia swoje usługi na dwa sposoby: poprzez wysyłkę pocztą lub streaming online. Ostatnimi czasy hitem jest druga opcja. Może dlatego, że cena miesięcznego abonamentu wynosi jedynie 8 dolarów. Za tą małą kwotę dostajemy natomiast legalny dostęp do olbrzymiej bazy multimediów, a nasze ulubione programy możemy oglądać kiedy chcemy, niezależnie od telewizyjnego grafiku.
Grupa osób bojkotujących telewizję w obecnym wymiarze rośnie. Jako współcześni konsumenci nie mamy ochoty być niewolnikami ustalonych ramówek, sami chcemy decydować co, kiedy i jak oglądamy. Tym samym skłaniamy się do opcji online, gdzie możemy pobrać czy obejrzeć serial na naszych warunkach, niestety nie zawsze legalnie. Dlatego model telewizji internetowej wydaje się być przyszłością. Kilka dni temu sam Netflix opublikował swoje prognozy w tym temacie. Również większość ekspertów jest zgodna, co do tego, że rozpoczął się nowy etap.
Telewizja internetowa, czyli jaka? Taka, która jest dostępna tu i teraz, legalnie, za niewielką opłatą, pełna najlepszych tytułów i nowości, bez reklam co 5 minut. Gdzie to my decydujemy co i kiedy oglądamy. Co więcej, jest to medium spersonalizowane specjalnie dla nas. Netflix wydaje się liderem w tym temacie. A to ze względu na niezwykłe umiejętności w gromadzeniu informacji o swoich klientach. Portal śledzi aktywność poszczególnych użytkowników na swojej stronie, witrynie Google czy w mediach społecznościowych. Po analizie tych danych jest w stanie zasugerować nam z niebywałą skutecznością kolejne programy (jak i reklamy).
Netflix nie tylko dystrybuuje, ale również tworzy. Choćby własny, świetnie przyjęty serial „House of Cards”, który z 100 milionowym budżetem stał się najdroższą produkcją internetową. W głównej roli Kevin Spacey, nad reżyserią czuwa David Fincher („Siedem”, „Fight Club”, „The Social Network”). Co ciekawe, pierwszy 13-odcinkowy sezon został udostępniony w tym samym momencie, a widzowie sami mogli zdecydować czy pochłonąć całą serię od razu czy jednak w cotygodniowych dawkach.
Serwis powoli otwiera się na europejskie rynki i od ubiegłego roku jest dostępny również w Hiszpanii, Irlandii, Wielkiej Brytanii czy krajach skandynawskich. Niestety, pomimo dobrych warunków finansowych nie planuje szybkiej ekspansji, więc nad Bałtykiem musimy cierpliwie poczekać. Lub stworzyć polski odpowiednik.
A co Wy myślicie o nowej formie telewizji? Korzystalibyście?
Anna Piechota, studentka I roku zarządzania kulturą