Czy Luwr potrzebuje spotu reklamowego?

image

Zastanawiając się ostatnio, jak sposoby promocji krakowskich instytucji kultury wypadają na tle światowym i czy jakkolwiek można tą promocję odnieść do najpopularniejszych na świecie muzeów, galerii czy teatrów, zaczęłam luźno przeglądać spoty reklamowe oraz wizualne kampanie promocyjne światowych „kolosów kultury”.

Przy tej nieszczególnie (jak się okazało) fascynującej rozrywce, nieuniknione było, prędzej niż później, natrafienie na spot reklamowy ulubionego, nawet przez tych, którzy tam nigdy nie zawitali, Muzeum Luwru.

Co zobaczyłam? Nic, co poszerzyłoby wiedzę, ani co mogłoby zaskoczyć potencjalnego zainteresowanego ofertą muzeum. Nie wiem nawet, jaki cel można przypisać spotowi reklamowemu tak silnie wyniesionej na piedestał instytucji, jak paryska świątynia sztuki. Wątpię, aby kogokolwiek trzeba było zachęcać do odwiedzenia Luwru, to tak, jakby będąc w Ciechocinku nie wybrać się na spacer słynnym deptakiem albo nie zjeść oscypka w Zakopanem. Dlatego może, twórcy wideo promującego Luwr nie wysilili się, wiedząc, że niezmienne 15 000 zwiedzających dziennie to niebagatelna ilość.

Przechodząc do sedna, czyli do analizy tego, co możemy obejrzeć i czym (nie)zachwycić, zacznę logicznie, czyli od samego początku. Technicznej stronie klipu niewiele można zarzucić, wszystko jest w HD, stereo, światło kładzie się miękko i tak dalej. Zbudowany na nieśmiertelnej i przeżutej na wskroś przez wiele spotów konwencji trailera filmu akcji, już od początku sygnalizuje swoją banalność, co potęguje bycie przydługim, zwłaszcza jak na taką formę. Dodatkowo irytuje towarzyszący nam przez 4,5 minuty podkład muzyczny, rodem z najbardziej patetycznych momentów filmów hollywoodzkich. Muzyka ma z pewnością wprowadzić w podniosłą atmosferę miejsca i jego prestiżu, kiedy wkraczamy w jego progi, ale dlaczego buduje ekscytację i napięcie przez cały czas trwania klipu? Czy naprawdę nie spodziewamy się, że za każdym rogiem czai się wybitne dzieło? Oczywiście, klip jest niezwykle harmonijny, czysty i spójny stylistycznie i to obraz ma mówić zdecydowanie więcej niż muzyka czy treść napisów (powracamy do konwencji trailera). Natomiast rozedrgana melodia nie współgra z celem ukazania „pełni” i spokoju, jakich doświadczymy w Luwrze.

Co podoba mi się w nagraniu, to właśnie wspomniana harmonia. Wszędzie aż roi się od kompozycji klamrowych. Nie zaczynamy klipu od wejścia drzwiami Luwru, lecz od spojrzenia na cały Paryż „z lotu ptaka”, czyli umiejscowienia Luwru w konkretnym czasie i przestrzeni, zaznaczając jego swoistą nierozłączność i przywiązanie kulturowe do miasta, lecz również zachęcając do skorzystania z innych atrakcji przez nie oferowanych. W identyczny sposób klip się kończy. Żeby osoba oglądająca spot mogła poczuć się tak, jakby sama była na wycieczce, przez cały czas kamera podąża za tą jedną parą, zwiedzającą muzeum. Zgodnie albo nie, dzielimy ich kroki i pauzy, uśmiechy i marszczenie brwi, kiedy coś wyjątkowo im się podoba. Sama wycieczka po Luwrze również jest pokazana w sposób „poukładany” – zaczynamy zwiedzanie od najwcześniejszych zabytków kolebki naszej kultury, przechodząc chronologicznie przez wieki. A kumulacja na którą wszyscy tak czekamy? Owszem, moment dotarcia do Mony Lisy jest, jak można się było spodziewać, hiper-spektakularny. Wszyscy grający w klipie jak jeden mąż zamierają w zachwycie i rozdziawiają usta, a para, której towarzyszymy, łączy się w konwencjonalnym pocałunku.

Kończąc, narzekam jeszcze na zbyt długie przypisy końcowe, w stosunku do swojej długości nie prezentujące wielu ważnych faktów o muzeum oraz, co najbardziej boli, ale jest zarazem „takie francuskie”, czyli brak tłumaczenia na język angielski i tak już minimalnej ilości haseł wyskakujących podczas oglądania spotu.

No więc, czy instytucja kultury, o renomie tak głośnej i rozpowszechnionej jak Luwr, potrzebuje w ogóle czegoś takiego jak spot reklamowy? Myślę, że tak, jako że żadna, nawet najpopularniejsza i najstarsza marka nie może pozwolić sobie na brak promocji, i czy jest to Ermitaż czy Muzeum Zegarów w Jędrzejowie, należy utrwalać wizerunek instytucji w świadomości odbiorcy oraz starać się o jego atencję. A czy Luwr potrzebuje konkretnie tego klipu, żeby się promować? Raczej nie, ze względu na jego oczywistość i banalność. Chociaż jeżeli, jak widać, wywołuje on czyjeś emocje i reakcję, to już znaczy, że nie powstał zupełnie na darmo.

Joanna Pichola, III rok Zarządzania Kulturą UJ

Film powstał z okazji jubileuszu “Sto i pół” Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie. Film narysowała Magda Syboń.

Marta Mazik, III rok Zarządzania kulturą

Link przedstawia film podsumowujący kampanię reklamową Tygodnia Kultury we Włoszech.

Została ona zaprojektowana przez firmę Saatchi&Saatchi – jedną z największych agencji marketingowych na świecie.  Trzeba zaznaczyć, że firma ta jest szczególnie związana z rynkiem sztuki, bowiem jeden z jej twórców – Charles Saatchi uchodzi za najbardziej wpływowego człowieka na rynku współczesnej sztuki. Uzyskał takie miano między poprzez promowanie artystów. To on uznawany jest za odkrywcę BritArtu. 

Ale, wracając do kampanii przedstawione wydarzenia miały miejsce w 2010, a głównym ich targetem byli nieuczęszczający do muzeów Włosi. Film przedstawia kampanię od podstaw – właśnie od określenia grupy docelowej, przez właściwe wydarzenia promocyjne aż po ewaluację. Warto zaznaczyć, że odniosła ona sukces tak więc może warto podjąć podobne działania także w Polsce?

A.W. (ur. 02 01 1988 w Krakowie) być może w czerwcu bieżącego roku szczęśliwa absolwentka Psychologii i Zarządzania Kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Rzadkie wolne chwile poświęca na planowanie podróży, uczestnictwo w grach miejskich i intensywną naukę języka francuskiego.

Promocja i PR oczami Muzeum Narodowego w Krakowie

Ostatnio miałam okazję przeprowadzić kilka ciekawych wywiadów w wybranych przeze mnie krakowskich instytucjach kultury. Jednym z nich postanowiłam się podzielić. Poniżej znajduje się zapis rozmowy, przeprowadzonej z kierowniczką Działu Promocji Muzeum Narodowego w Krakowie.

 

Ja: Dzień dobry, może na początku naszego spotkania wyjaśnię, o co chodzi…

MNK: Dobrze.

Ja: Jestem studentką III roku zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim i piszę właśnie pracę licencjacką, dotyczącą wpływu promocji na wizerunek instytucji kultury, istniejący w świadomości społeczności lokalnej. Czyli w tym wypadku na przykładzie Krakowa.

MNK: Rozumiem.

Ja: Przechodząc może do pierwszego pytania… Gdy czytałam o misji muzeum, której treść znajduje się w statucie, dowiedziałam się, że stawiają Państwo przede wszystkim na innowacyjność oraz zmianę wizerunku. Zastanawiam się jak to wygląda w praktyce, dlatego na początek chciałam spytać, jak działa Sekcja Promocji? Czy obsługuje tylko Gmach Główny, czy zajmuje się też innymi oddziałami?

MNK: Na ten moment w Sekcji Promocji Muzeum Narodowego pracuje osiem osób. Są to pracownicy, którzy zajmują się zarówno wystawami czasowymi, odbywającymi się nie tylko w Gmachu Głównym, ale  również w innych oddziałach, jak i wizerunkiem oraz promocją stałych galerii. Jeśli jakiś oddział ma wystawę, zajmujemy się tym, np. jak wystawą Utagawy Kuniyoshi w kamienicy Szołajskich. Promujemy zatem wszystkie oddziały, choć najwięcej działań skupia się na Gmachu Głównym. Dzieje się tak, ponieważ to właśnie tam najczęściej odbywają się największe wystawy czasowe. Co do samego zespołu, to pracuje on projektowo. Dana osoba zajmuje się wystawami, a już później w trakcie jej ich trwania, działaniami np. związanymi z Internetem, prasą, działaniami outdoorowymi. Tak, w skrócie działamy.

Ja: Rozumiem. Czy te działania mają też za zadanie, kreować nowy wizerunek? W strategii, w zadaniach dedykowanych tej Sekcji, znajduje się również punkt dotyczący public relations. Czy muzeum stara się pokazać mieszkańcom Krakowa, że nie jest staroświeckim muzeum? Ten stereotyp na temat tego typu instytucji wciąż bowiem istnieje. Czy starają się Państwo jakoś to zmienić?

MNK: Cały czas staramy się prowadzić różne, innowacyjne działania. Używamy obecnie choćby takich narządzi  jak social media, mamy stronę internetową, fan page na Facebooku, który skupia obecnie około 10 tys. użytkowników. Mamy na nim miesięcznie około 1 milion interakcji z użytkownikami. Jest to naprawdę duża ilość. Widać to także na przykładzie naszych konkursów, które spotykają się z natychmiastowym odzewem, gdy tylko się tam znajdą. Cieszy nas to, ponieważ dzięki takim innowacyjnym kanałom komunikacji, możemy trafiać do ludzi młodych. Mamy swój kanał także na You Tube, prowadzimy Twitera.

W zeszłym roku przeprowadziliśmy wydarzenie „Nowe Sukiennice”, inaugurujące otwarcie nowej wystawy „Galeria sztuki polskiej XIX wieku” w Sukiennicach. Wykorzystaliśmy tam także różne innowacyjne rozwiązania, nie tylko promocyjne. Cała ta kampania, która zresztą wygrała dużo nagród, wprowadziła choćby taki element jak „wirtualna rzeczywistość”, czyli możliwość użycia IPhone’a, który na obrazie pokazywał dodatkowe elementy. Obecnie na wystawie Turnera,  wprowadzamy QR cody. Wychodzimy trochę poza standard takiej instytucji, która istnieje już bardzo długo i nic się w niej nie zmienia. Staramy się dopasować ofertę wystaw do oczekiwań, choć nie chodzi tu o stronę merytoryczną. Nie celujemy w upodobania widzów, ponieważ zależy nam także na sztuce, wywołującej kontrowersje. Nawet jeśli nie ma szans być popularna, my chcemy ją pokazać.

Ja: Rozumiem.

MNK: Oprócz tego prowadzimy szeroki zakres działań PR-owskich. Przy okazji każdej wystawy zwoływana jest konferencja prasowa, spotkanie z mediami, na które zapraszamy dziennikarzy. Staramy się pracować nad wizerunkiem, aby ta instytucja była coraz bardziej innowacyjna. W tym roku mamy duże wyniki frekwencyjne, zarówno na wystawie „Skarby korony hiszpańskiej” jak i na wystawie Turnera.

Ja: Skoro już jesteśmy przy wynikach frekwencji, chciałam spytać czy badają Państwo jak te wszystkie działania przekładają się na wizerunek muzeum?

MNK: Powiem Pani szczerze. Pracuję tutaj od roku. Jeżeli się nie mylę, były tutaj prowadzone 2 lata temu badania, dotyczące publiczności. Takie badania powinno się powtarzać po około 2 latach, dlatego planujemy przeprowadzić je w roku 2012. Nie tylko pod względem wizerunkowym, ale także pod kątem tego, jak dotrzeć zarówno do stałych bywalców, jak i do osób nowych, które jeszcze nie odwiedzają muzeum.  Zazwyczaj jednak takie badania dotyczą grupy, która już do nas trafiła. Jeśli się to jednak uda, chcielibyśmy przeprowadzić badania focusowe na zewnątrz. Chcemy się dowiedzieć jak postrzegane jest muzeum i jakimi kanałami możemy trafić do nowych odbiorców.

Ja: W takim razie do jakich odbiorców skierowana jest oferta i na kogo nakierowane są działania promocyjne? Kogo Państwo chcecie przyciągnąć?

MNK: W tym momencie zależy nam na pewno na grupie ludzi młodych. Nie oszukujmy się, jest to bardzo trudna grupa, która może uważać muzeum za miejsce „nie dla nich”. Dlatego choćby przez działania w Internecie, staramy się to zmienić i ich przyciągnąć. Jednak zakres działania muzeum jest bardzo szeroki. Grupami odbiorców są zarówno grupy specjalistyczne, związane z działalnością naukową Muzeum Narodowego, jak i  dzieci, młodzież, osoby dorosłe, dla których ofertę przygotowuje dział edukacji. Otrzymaliśmy nawet nagrodę za działania przeprowadzane dla osób starszych. Nasza grupa docelowa jest tak szeroka, że przed każdą wystawą musimy dokładnie ustalić, do kogo dane wydarzenie będzie skierowane i kogo chcemy przyciągnąć. Ponadto, po za tym, że skupiamy się na regionie, w przypadku dużych wystaw, jak np. „Skarby korony hiszpańskiej” czy wystawa Turnera, prowadzimy kampanie ogólnopolskie.

Ja: A co decyduje o wyborze danej grupy? Czy tylko to, że są to osoby młode, a ich przyciągnięcie przynosi długofalowe korzyści, czy też coś innego?

MNK: Przy współpracy z Działem Edukacji, staramy się już od małego, przyzwyczajać dzieci do muzeum. Są to, jak już Pani zauważyła, korzyści długofalowe. Dzieci zapamiętują, że muzeum jest fajne, że można się w nim dobrze bawić, że pozwala się czegoś nauczyć, odkryć siebie, także poprzez sztukę. W zależności jednak od planów wystawowych na dany rok, które dostajemy już wcześniej, odpowiednio dobieramy kanały komunikacji i grupy, do których chcemy dotrzeć.

Ja: Rozumiem. To może już ostatnie pytanie, ponieważ o innowacyjnych technologiach rozmawiałyśmy już wcześniej…  Jak, w idealnym odbiorze, chcieliby być Państwo, jako Muzeum Narodowe, postrzegani wśród mieszkańców Krakowa? Jaki wizerunek chcieliby Państwo mieć?

MNK: Myślę, że takie, jakie jest obecnie zapisane w strategii, w misji. Zależy nam na pewno na tym, żeby ta instytucja była postrzegana jako nowoczesna, innowacyjna, posiadająca oczywiście tradycje i czerpiąca z nich, ale też jako taka, która nie zatrzymała się w jakimś momencie dziejów, tylko która stara się iść z duchem czasów. Niewątpliwie jednak muzeum nie chce odcinać się od swojej tradycji i doświadczenia. Pracują tutaj wysokiej klasy specjaliści, działający w sferze naukowo-badawczej tej instytucji. Dotyczy to np. konserwacji. Zależy nam też na tym, aby sfera upowszechnieniowa była w pewien sposób łączona z tą drugą, naukowo-badawczą.

Ja: A propo tradycji. Zaczęłam się właśnie zastanawiać, jak połączyć tradycję z nowoczesnością. Czasami może to bowiem sprawiać duże problemy. Wiadomo, że Muzeum Narodowe nie zmieni się diametralnie, nie będzie takim muzeum jak np. Fabryka Schindlera, które zbudowano jako innowacyjne muzeum. Zastanawiam się, czy to stwarza jakieś problemy, kontrowersje, czy to przebiega raczej gładko?

MNK: Na pewno wymaga to dużej pracy całego zespołu Sekcji Promocji. Musimy rozumieć sens pewnych działań, np. dlaczego decydujemy się na QRcody lub czemu rezygnujemy z ulotek. Dlaczego np. te pierwsze mogą mieć większą skuteczność. Lub dlaczego mieszamy działania outdoorowe z innymi, bardziej innowacyjnymi działaniami. Wymaga to czasem dużej pracy wewnętrznej, ale myślę, że skoro mamy tutaj wszyscy tą, a nie inną wspólną misję, to na pewno damy radę.

Ja: Rozumiem. Jednak czasem takie zmiany, grożą utratą starych bywalców. Tak się już zdarzyło, chociażby w przypadku Teatru Starego, który gdy wystawił zupełnie nowe przedstawienie z innym podejściem, stracił dużą część starych widzów. Czy Państwo się tego nie obawiają?

MNK: Tego się nie obawiamy, ponieważ działalność muzeum jest naprawdę bardzo, bardzo szeroka, tak jak już wspominałam wcześniej. Wydarzenia edukacyjne są skierowane zarówno do dzieci, jak i do ludzi dorosłych. Mamy takie punkty w ofercie, jak wizyta w muzeum z przewodnikiem, warsztaty lub zajęcia organizowane przy okazji różnych wystaw, które skierowane są do różnych grup docelowych. To pokrycie wszystkich grup sprawia, że nie zmieniamy diametralnie naszego wizerunku, a przejście między tradycją, a nowoczesnością, przebiega gładko. Zmieniamy się w instytucję, która idzie z duchem czasu, nie niszcząc równocześnie swoich fundamentów, tego, co przez tyle lat budowała. Możliwe, że istnieje zawsze jakaś drobna obawa, jednak w przypadku muzeum, myślę, że nie są one takie, jak w przypadku teatru. Nasza idea się nie zmieni, nie zaczniemy nagle zamiast obrazów, pokazywać tylko wideoarty. Podstawowa idea zostaje ta sama, zmieniają się jedynie kanały komunikacji. Nie da się jednak ukryć, że jest to zmiana długofalowa. Nie możemy nagle zrezygnować z tradycyjnych sposobów dotarcia do odbiorców.

Ja: W takim razie to już wszystko. Dziękuję za rozmowę.

MNK: Ja również dziękuję.

Agnieszka Unzeitig, studentka III roku zarządzania kulturą na UJ i I roku projektowania ubioru na SAPU. Interesuję się przemysłami kreatywnymi i public relations. Na co dzień wielka miłośniczka kina.

Jak muzeum NIE powinno się reklamować

o tym, że kultura inwestować w marketing środki finansowe i zasoby ludzkie powinna była już mowa. O tym w jaki sposób również.
Ja natomiast chciałabym przypomnieć kontrowersyjną kampanię, która miała zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. Dzięki tym drugim kampania dostąpiła zaszczytu nominacji do konkursu Chamlety 2011, w którym studenci instytutu dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego wybierali najgorsze reklamy.

Mowa o kampanii promującej muzea, stworzonej w ramach Krajowego Programu Polskiej Prezydencji 2011:

(źródło: http://www.mmwroclaw.pl)

Wspomnianej nagrody kampania nie otrzymała, zapewne ze względu na dużą konkurencję ( do konkursu zgłoszono ponad 336 reklam), ale niewątpliwie nominacja rozpoczęła dyskusję na temat różnych sposobów propagowania uczestnictwa w kulturze.

Poza zdjęciem, mieliśmy okazję oglądać również spot, w którym żona Romana była nim zupełnie oczarowana. Biorąc pod uwagę smutną skądinąd minę Romana, zarówno na fotografii, jak i na filmiku – rzeczywiście strach pomyśleć jakie było jego życie przed wizytą w muzeum.

Spot można obejrzeć pod adresem: http://www.youtube.com/watch?v=j2fijkkmdoY

Anna Nowak – studentka III roku zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim, absolwentka klasy dziennikarskiej VIII Liceum Ogólnokształcącego w Krakowie, zafascynowana kulturą i sztuką włoską, interesuje się brandingiem narodowym oraz promocją kultury narodowej poza granicami kraju.

Na co komu dziś wczorajsze muzeum?

Ostatnio w niezmierzonej dżungli Internetu natknęłam się na artykuł Katarzyny Soboty dotyczący działań promocyjnych, marketingowych i edukacyjnych muzeów Zagłębia Dąbrowskiego. Ów artykuł zaczyna się wcale niepokojącym wstępem. Autorka pracy postanowiła zapytać mieszkańców Zagłębia Dąbrowskiego o sens istnienia muzeum. Odpowiedzi bynajmniej nie napawają optymizmem:

– Bo wie Pani, ja to właściwie jeszcze u Was nie byłem, jakoś czasu brakuje, tyle spraw na głowie – Ależ jak to? – pytam – Muzeum jest otwarte i w soboty i w niedzielę? – No, niby tak, ale wtedy to człowiek nie ma siły i wypocząć chce.

Raczej w takich przypadkach nie było sensu tłumaczyć, że zwiedzanie muzeum w gronie rodzinnym to też ciekawy sposób na odpoczynek i odprężenie, bo przecież każdy sam powinien dobierać odpowiednią dla siebie formę relaksu.

 I jeszcze jedna wypowiedź: 

– A po co komu muzeum?! Pracy tylu ludzi nie ma, a miasto muzeum chce. Ludzie bardziej by się cieszyli, gdyby miasto nowe fabryki pootwierało, przynajmniej ludzie by mieli pracę. 

Ciężkie zadanie stoi tedy przed przyszłymi muzealnikami, który w pocie czoła wysilać będą szare komórki, aby muzea nie pozostawały w tyle wobec innowacyjności, nowości i wszelakich innych wspaniałości.

Wacław Idziak w swej pracy “Współczesne tendencje w muzealnictwie” zaznacza, iż wobec zmian, jakie następują w świecie zmienia się także rola muzeum, które zamiast skupiać się do wewnątrz, winno otworzyć się na zewnątrz, aktywnie angażując się w życie społeczeństwa, włączając się w budowanie przyszłości na fundamencie dawnych dziejów. To właśnie stanowi główny postulat powstałego ok. 30 lat temu nurtu zwanego “nowym muzealnictwem”. Jego zwolennicy wskazują na kilka znaczących zmian, których wdrożenie będzie szansą rozwojową dla tradycyjnych muzeów, w tym m. in. decentralizację muzeum, czyli stworzenie kompleksu muzealnego na danym terenie, łączącego różne zbiory i kolekcje.

Czy wobec współczesnego świata rola muzeum w jakiś sposób zmieni się? Na to pytanie próbuje odpowiedzieć Agata Matyschok-Nyckowska w publikacji pt. “Innowacyjne formy zwiedzania muzeum”. Wskazuje ona jednoznacznie, że zakres działalności muzeum musi zostać zredefiniowany. Przytacza ona definicję Georges Henri Rivière’a: “Muzeum jest instytucją trwałą, o charakterze niedochodowym, służącą społeczeństwu i jego rozwojowi, która (:) udostępnia i wystawia, prowadzi działalność edukacyjną i służy rozrywce”. Ten właśnie ostatni aspekt – rozrywka – jest tym, o czym nie wspimina definicja art.1 Ustawy o muzeach. Nowoczesny sposób zycia wymusza bowiem na instytucjach pożytku publicznego dostosowanie się do potrzeb odbiorców. Dlatego też muzea, aby przyciągać większe grupy osób, proponuje coraz to nowe programy edukacyjne oraz coraz szerszą ofertę turystyczną. Autorka publikacji wymienia takie atrakcje jak gry terenowe, questingi, spacery tematyczne i inne. Wskazuje, podobnie jak Idziak, iż współczesne muzeum musi wejść w społeczeństwo, aby zostać zauważone. 

Tak, czy inaczej, kilka przykładów efektywnego promowania muzeum zamieszczam:

Rumuńskie Muzeum Historii Naturalnych organizowało jedną z największych na świecie wystaw szkieletów dinozaurów. Ze względu na charakter przedsięwzięcia, wystawa musiała spotkać się z dużym zainteresowaniem, i to jeszcze zanim ludzie ją zobaczą. Wynajęto zatem artystę, który sporządził repliki poszczególnych kości tyranozaura Rexa, w oryginalnym kształcie i identycznej teksturze. Repliki kości zakopano w różnych miejscach miasta: w ogrodach, parkach, przy szkołach. Z pomocą nauczycieli i szkolnego forum, wieść o zakopanych szczątkach dinozaura wkrótce obiegła szkoły. Uczniowie zbierali się w grupy, przekopujące całe miasto w poszukiwaniu kości. Kiedy znaleziono wszystkie, złożono szkielet i oddano go do muzeum. Efekt? Akcja nie tylko spotkała się z szerokim zainteresowaniem mediów. Liczba wizyt w muzeum zwiększyła się o 200%.

“Euro-kolekcjoner” to gra planszowa opracowana przez Muzeum Śląska Cieszyńskiego na wzór słynnego “Monopoly”. Gra cieszy się wśród dzieci w Cieszynie tak ogromną popularnością, że organizowane były nawet zawody. Zamiast kupowania bloków i domów, w “Euro-kolekcjonerze”, poruszając się po planie muzeum, gromadzimy eksponaty, po drodze odpowiadając na pytania i rozwiązując różne zadania.
Jak mówi dyrektor muzeum, Marian Dembiniok, “Dzieciom często wydaje się, że muzea to nudne miejsca dla dorosłych. Postanowiliśmy przełamać ten stereotyp”. “Euro-kolekcjoner” zachęca dzieci do zobaczenia miejsca ich gry w rzeczywistości. Projekt powstał w ramach projektu “Zabawa w muzeum” i otrzymał dotację z Unii Europejskiej.

(źródło: http://www.podbeskidzie.info.pl/informacje/index.php?details=434)


http://mwk.com.pl/pl/media_o_nas/multimedia/230,tvp_kielce_-_muzeum_otwarte_na_edukacje.html

http://mwk.com.pl/pl/media_o_nas/multimedia/231,tvp_kielce_-_nowe_sposoby_na_kulture.html

Park Etnograficzny w Tokarni, w ramach projektu “Muzeum Otwarte na Edukację” zorganizował spacer tematyczny dla skansenu w Tokarni. Przygotowano zadania w postaci gier, puzzli, rebusów i zagadek, które dziecko odgaduje wspólnie z rodzicem. Przygotowano także warsztaty dla niedowidzących, mające rozwijać ich wyobraźnię. Taka forma zwiedzania spotkała się z dużym zainteresowaniem oraz zadowoleniem ze strony zwiedzających. 

A na koniec: “Co zrobiłaby Lady Gaga, gdyby była Muzeum?”, czyli Gagi droga do zostania geniuszem marketingu :)

 

Polecam także źródła traktujące o szeroko pojętej promocji muzeum:

Muzeum 2.0

Muzeoblog

The Museum of the Future

Joanna Pietrzyk

(ur. 08.04.1990 w Myślenicach) – studentka zarządzania kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim, od 2011 roku członkini grupy poetyckiej „TILIA”. Interesuje się sztuką, poezją, wielokulturowością oraz kulturą Islandii. Jest także zakochana w Cieszynie. W wolnych chwilach odwiedza krakowskie muzea, rysuje i spotyka się z przyjaciółmi.

(post w oczekiwaniu na zmartwychwstanie)

http://www.youtube.com/watch?v=7Cf6eSim76A

Są ludzie, których nie trzeba namawiać na wizyty w muzeum, dla całej reszty Muzeum Górnośląskie w Bytomiu przedstawia strategię gorącego przyjęcia.

Według mnie godna uwagi, nawet jeśli jej produktem ubocznym jest lekkie zawstydzenie odwiedzających:)

Rafina K. – III r. zk (nie jestem z Krakowa i nie lubię tęgich mrozów)

6 Trendów dotyczących marketingu sztuki [Wielka Brytania]

6 Arts Marketing Trends from the UK

ciekawa prezentacja na temat tego jak brytyjskie instytucje artystyczne przystosowują się do zmian wymagań swojej widowni, odwiedzających poprzez zmianę strategii marketingowych

A.W.

(ur. 02 01 1988 w Krakowie) być może w czerwcu bieżącego roku szczęśliwa absolwentka Psychologii i Zarządzania Kulturą na Uniwersytecie Jagiellońskim. Rzadkie wolne chwile poświęca na planowanie podróży, uczestnictwo w grach miejskich J  i intensywną naukę języka francuskiego.